sobota, 20 października 2012

Rozdział XXIII

 Pierwsze promienie słońca wdarły się do pokoju. Było wcześnie rano. Poczułam ciepło bijące w moją twarz i otworzyłam oczy, patrząc prosto w okno. Musiałam przymrużyć powieki, bo światło było strasznie oślepiające. Delektowałam się tą chwilą, po czym podniosłam lekko głowę i ujrzałam twarz Mike’a, pogrążonego w głębokim śnie. Cień błogiego uśmiechu widniał na jego ustach. Na ustach, których słodki dotyk wciąż czułam na swoich wargach. Nie wydarzyło się wczoraj nic szczególnego. Chociaż to jeszcze zależy od osoby, która to przeżyła. Jak dla mnie długie całowanie się z Mikiem było wyjątkowe. To było coś więcej, ponieważ wkładaliśmy w to wiele uczuć i emocji. Po wszystkim zwyczajnie zasnęliśmy w swoich ramionach. Teraz leżałam sobie wygodnie, przytulona do jego torsu. Nie musiałam się w tym momencie o nic martwić. Wszechogarniającą ciszę przerywało tylko miarowe bicie Mike’owego serca. Było idealnie. Aż za bardzo. Zaczynałam mieć nieodparte wrażenie, że to wszystko jest po prostu kolejnym snem. A każdy sen zawsze ma swój koniec. Chyba, że jest wieczny, kiedy już nic i nikt nie jest w stanie człowieka obudzić. Ale ja wiedziałam, że w tym wypadku to nie będzie trwało w nieskończoność. Owładnęło mnie uczucie żalu i bezgranicznego smutku. To niesprawiedliwe! Nie chciałam, żeby to się tak skończyło. Wreszcie znalazłam kogoś, kto się mną zainteresował, komu na mnie zależało. I nieważne, że był sławny, miał kasę. Nie dlatego mi się spodobał. Pokochałam go za to jakim był człowiekiem. Dobrym, miłym, troskliwym, czułym, uczciwym, utalentowanym… Mogłabym prawdopodobnie wymieniać jeszcze długo. Ale tak, użyłam słowa „pokochałam”. Bo właśnie w tym momencie zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę oddałam mu swoje serce. Bez jakiegokolwiek zastanowienia i namysłu obdarzyłam go miłością. I świadomość tego, że już dzisiaj się z nim rozstanę, sprawiła mi ból. Tak mną to poruszyło, że aż zadrżałam i mimowolnie zacisnęłam w pięść dłoń, która spoczywała na brzuchu Mike’a. Poczułam jak jego ręką wędruje w górę moich pleców i zaczyna głaskać mnie po włosach.

- Co się stało? – usłyszałam pytanie lekko zaspanego jeszcze Shinody. Wtuliłam twarz w jego koszulkę, żeby tylko nie zobaczył jak bardzo czułam się zagubiona.
- Nie, nic… - odparłam łamiącym się głosem. Musiałam walczyć sama ze sobą, by nie wybuchnąć płaczem. Jednak te dwa wypowiedziane przeze mną słowa utwierdziły go w przekonaniu, że nie wszystko jest w porządku. Podniósł się od razu do pionu, co równocześnie sprawiło, że sama musiałam usiąść. Wpatrywałam się uparcie w jakieś zgięcie na kołdrze.

- Spójrz na mnie, proszę. Co się dzieje? – chwycił mnie delikatnie za ramiona i odwrócił twarzą do siebie. Nie miałam innego wyjścia. Jednak kiedy ujrzałam w jego oczach tą troskę i zmartwienie, nie potrafiłam się już powstrzymać. Samotna łza popłynęła po moim policzku. Mike był na tyle szybki, że uchwycił ją w połowie drogi. Uśmiechnął się smutno, co jeszcze bardziej mnie zdołowało. Czułam, że już wiedział o co mi chodzi. Uchwycił mnie mocno w ramiona i przytulił. Ukłucie bólu w sercu uniemożliwiło mi oddech na parę sekund. Już kiedyś znaleźliśmy się w podobnej sytuacji. Nie tak dawno nawet. W tym samym pokoju, na tym samym łóżku, te same osoby. Wtedy Mike mnie pocieszał, w tym momencie robił dokładnie to samo. Z tą różnicą, że teraz pocieszał również siebie…

                                                           * * *

- Mike! Rusz dupę! Sam tego nie wtaszczę! – krzyczał Joe, stojąc obok swojego mixera DJ’a. Wszyscy biegali jak poparzeni, od recepcji do autokaru. Mieliśmy już wyjeżdżać pół godziny temu, ale jak zwykle wszystko się wydłużyło. Ja z Weroniką, już spakowane, siedziałyśmy na walizkach przed hotelem i przyglądałyśmy się rozbawione temu cyrkowi. Zwróciłam uwagę na to, że Chester był niesamowicie wesoły i roztrzepany jeszcze bardziej niż zwykle. Wywnioskowałam, że miał udaną randkę. Zastanowiło mnie jednak spojrzenie, którym mnie obdarzył, przebiegając obok z mikrofonem. Za nic nie potrafiłam odczytać co mogło oznaczać. W tym momencie spojrzałam jak Mike ze spuszczoną głową idzie do pojazdu z keyboardem pod pachą i odwarkuje coś Hahn’owi. Spuściłam wzrok na swoje dłonie. Zanim wyszłam z jego pokoju, powiedzieliśmy sobie, że do momentu rozstania nie będziemy o tym rozmawiać. Że nacieszymy się swoim towarzystwem póki jeszcze będziemy mieli możliwość. Niestety i ja, i on chodziliśmy strasznie przybici. Weronika próbowała mnie jakoś pocieszyć, ale nie wiedziała co mnie może rozweselić w tym momencie. Wcale jej się nie dziwiłam. Usiłowałam zachowywać się w miarę normalnie, ale Mike nie krył swojego smutku. I dlatego jak go widziałam, automatycznie mnie też ogarniał żal.

- Dobra, to już wszystko. Dziewczyny, dawajcie te torby. – z rozmyślań wyrwał mnie Phoenix. Stanął przede mną i uśmiechnął się. Chciałam mu odpowiedzieć uśmiechem, ale mięśnie twarzy odmówiły mi posłuszeństwa i wyszedł chyba dziwny grymas. Pomógł mi wstać, kręcąc lekko głową. No tak, musiałam wyglądać żałośnie. Wziął obie walizki, a Brad pochwycił moją gitarę i zanieśli to do środka. Poszłyśmy za nimi i weszłyśmy do autokaru. Rozejrzałam się zdziwiona. Z zewnątrz nie sprawiał wrażenia tak obszernego, jakim był w rzeczywistości. Na tyłach znajdował się jakiś barek i lodówka, wzdłuż okien długa kanapa, wszędzie pełno półek i jakichś pojedynczych foteli.

- Wow… - wymknęło mi się.

- No idźże w końcu, tarasujesz przejście! – domagała się Weronika, popychając mnie do przodu. Wpadłam na Mike’a, który pojawił się nie wiadomo skąd. Chwycił mnie w ostatniej chwili, bo bym wylądowała na podłodze.
- Dzięki… - wymamrotałam i spojrzałam mu w oczy z wdzięcznością. Uśmiechnął się do mnie z taką czułością, że nie zwracając uwagi na całą resztę zespołu i Weronikę, po prostu się do niego przytuliłam i zamknęłam oczy. A on kolejny raz objął mnie swoimi silnymi ramionami…

- Uhh, jakie to wzruszające! – westchnął Chester z ironią. Natychmiastowo podniosłam powieki i spiorunowałam go wzrokiem. Mike zrobił to samo. – Dobra, dobra, nie bijcie! Tylko trochę krępujecie towarzystwo. – dodał, ciesząc się z tego jak niemądry. I rzeczywiście, wszyscy obecni przeglądali nam się z lekko rozbawionymi minami. Z żalem puściłam Mike’a. Ten zrobił to równie niechętnie, ale się nie odzywał. Autokar ruszył z miejsca i zachwiałam się. Każdy zajął się sobą, ale ja wciąż stałam i przyglądałam się Chesterowi z podniesioną brwią. Ten wyraz jego twarzy, taki tajemniczy i szczęśliwy zarazem. Ten moment kiedy spojrzał na mnie i miałam nieodparte wrażenie, że ukrywa coś związanego ze mną. O co mu chodzi? Pomachał mi ręką i poszedł do lodówki. Obserwowałam go jeszcze chwilę, aż w końcu się poddałam i usiadłam w pierwszym lepszym fotelu. Odwróciłam się do okna i ujrzałam w jego odbiciu zmęczone oblicze. Nie wiedziałam czemu, ale czułam się wykończona. Przymknęłam oczy i myśląc o tym jak trudny moment czeka mnie za kilka godzin, zasnęłam.

                                                           * * *

- Ej, Karolina. Obudź się… - poczułam jak ktoś potrząsa moim ramieniem. Podniosłam powoli powieki i ujrzałam przed sobą te oczy, o których przed chwilą śniłam.

- Jesteśmy na miejscu? – spytałam z cieniem strachu. Mike siedział naprzeciwko mnie.

- Nie, ale już niedaleko. – odparł cicho. Poprawiłam się na fotelu i obserwowałam jak próbuje coś powiedzieć. Utkwił wzrok gdzieś w szybie i gładził swoje rozczochrane włosy. - Słuchaj… myślałem nad tym i nie chcę tracić z tobą kontaktu. Będę robił wszystko co w mojej mocy, żeby tak się nie stało. Postaram się ciebie odwiedzać wtedy kiedy tylko będę miał okazję, możemy rozmawiać przez skype. Obiecuję ci to…

- Ty idioto! Czy to ja zawsze muszę za ciebie myśleć?! – podskoczyliśmy jak oparzeni i wytrzeszczyliśmy oczy na Chestera, który podszedł do nas cichaczem. Mike spojrzał na niego pytająco.

- O co ci chodzi?

- Takim jesteś geniuszem, a tak prostej rzeczy nie potrafisz wymyślić. Wstyd mi za ciebie. – odpowiedział Bennington, przewracając oczami.

- Powiesz w końcu czy mam ci…

- No dobra! Już nie umiem dłużej patrzeć jak to przeżywacie! Karolina jedzie z nami dalej w trasę, załatwiłem to wczoraj. Brawo ja! – wyrzucił z siebie jednym tchem ten potok słów i podskoczył rozradowany, widząc niedowierzenie na naszych twarzach. Myślałam, że dostałam zawału. Nie umiałam złapać tchu. Spojrzałam na Mike’a, który miał równie zszokowaną minę. W końcu dotarł do mnie w pełni sens tych zdań. 


- Chester!!! Dziękuję! – rzuciłam mu się na szyję, prawie zwalając go z nóg. Szybko odwróciłam się do Mike’a. Zobaczyłam totalne szczęście wymalowane na jego twarzy. Po chwili podszedł do mnie i złożył pocałunek na moich drżących z podniecenia ustach.