poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Rozdział XV


Ocknęłam się, leżąc na czymś miękkim. Strasznie bolała mnie głowa. Nie otwierając oczu, podniosłam dłoń i dotknęłam czoła. Była zimna. Nagle zastygłam w bezruchu z ręką w powietrzu. Zaczęłam sobie wszystko przypominać. „Tylko dlaczego ja leżę w łóżku? Przecież dokładnie pamiętam, że zasnęłam na korytarzu. Gdzie ja jestem, do diabła?”. Gwałtownie podniosłam powieki i usiadłam. Byłam w pokoju Mike’a. Rozejrzałam się i zobaczyłam go w fotelu. Spał w bardzo niewygodnej pozie. Odetchnęłam z ulgą, chociaż wciąż nie wiedziałam, skąd się tam wzięłam. Wstałam bardzo powoli, podeszłam do śpiącego i usiadłam obok na podłodze tak blisko, że jego głowę miałam pół metra przed sobą. Jak jakaś głupia siedziałam i gapiłam się na niego z rozczulonym uśmiechem. Wciąż miałam przed oczami ten moment, kiedy rzucił się na Martina w mojej obronie. Przyglądałam się jego spokojnej twarzy, nie odbijało się teraz na niej żadne zmartwienie. Nagle, kiedy tak na niego patrzyłam, naszła mnie ogromna chęć, żeby go pocałować. Nie zastanawiając się długo, przybliżyłam powoli swoje usta do jego i zamknęłam oczy. Jednak nie zdążyłam złożyć pocałunku, bo poczułam dotyk na swoim policzku. Zaskoczona podniosłam powieki i ujrzałam jak Mike przygląda mi się z radością w oczach. Zaparło mi dech. Wtedy to on pocałował mnie… I w tym momencie wszystko się rozmazało.
* * *
 „Nieee! Dlaczego to musiał być sen?!” – krzyczałam w myślach. Ze złością uderzyłam pięścią w podłoże, na którym leżałam. Lecz moja dłoń znowu natrafiła na miękką kołdrę. „Chyba mam Déjà vu”. Ponownie otworzyłam oczy i niespodziewanie ujrzałam nad sobą zaniepokojonego Mike’a. Tak mnie to zaskoczyło, że w odruchu samoobrony uderzyłam go w twarz, trafiając w nos.
- Au! – z okrzykiem bólu zerwał się na równe nogi i trzymając się za krwawiący nos, pobiegł do łazienki. Przerażona tym co zrobiłam, zeskoczyłam z łóżka i poleciałam za nim.
- Przepraszam! Naprawdę nie chciałam! Przestraszyłam się i tak wyszło! – krzyczałam spanikowana, stojąc obok, podczas gdy on przyłożył sobie ręcznik do twarzy. Machnął tylko wolną ręką i patrzył na mnie rozbawiony.
- Nic się nie stało.. – wymamrotał przez materiał, który przysłonił mu również usta.
- A jak tam twoja głowa po wczorajszej bójce? – zawstydzona spuściłam wzrok.
- Jakiej bójce? O czym ty mówisz? – jego głos był tak zaskoczony, że musiałam na niego spojrzeć. Przyglądał mi się szeroko otwartymi oczami i chyba nieświadomie opuścił rękę z ręcznikiem. Krew pociekła mu po ustach i brodzie. Szybko się rzuciłam, chwyciłam jego dłoń i z powrotem przyłożyłam do jego twarzy. Był naprawdę zdziwiony moimi słowami. Wydało mi się to podejrzane.
- A co się wczoraj stało? Jak tutaj trafiłam? – spytałam, wciąż trzymając swoją rękę na jego.
- Eee… - zmarszczył czoło. – Pamiętam, że kiedy wyszedłem z łazienki, po tym jak Chester wymiotował, to zobaczyłem cię na łóżku obok Roba. – mówił strasznie niewyraźnie przez ten ręcznik, ale dałam radę go zrozumieć. – Chyba spałaś, ale miałaś straszne dreszcze, więc przyniosłem cię tutaj, bo tam było gorąco i głośno…
- Czekaj, moment.. Przyniosłeś mnie? Że tak na rękach? – przerwałam mu, żeby zadać to głupie pytanie, ale tak naprawdę zastanawiałam się nad czymś innym. Spałam w moim pokoju, potem Mike mnie przytargał do siebie i nie wiedział o żadnej bójce. To by znaczyło, że Martin… że to się nigdy nie wydarzyło?! To mi się tylko śniło! Zaniemówiłam. Szczęka mi opadła i ze szczęścia uroniłam jedną łzę.
- Ale to nic takiego, naprawdę… Wbrew pozorom nie jestem wcale taki słaby. – nieświadomy niczego Mike, widząc moją reakcję zaczął się plątać, nie wiedząc kompletnie o co chodzi. W końcu podniósł wolną rękę i delikatnie wytarł samotną łzę spływającą po moim policzku. Popatrzyłam na niego z taką radością, że zmieszał się jeszcze bardziej, ale z drugiej strony też wyglądał na uradowanego.
- Nie, ty nic nie rozumiesz. – rzekłam rozbawiona. – Jak usiądziemy to wszystko ci opowiem. Pokaż nos. – z lekkim żalem puściłam jego dłoń i pozwoliłam, by ponownie opuścił ręcznik, który był cały zakrwawiony. Ale na szczęście nic już nie ciekło z jego nosa, więc mogliśmy spokojnie wyjść z łazienki. Usiadłam po turecku na łóżku i poczekałam, aż Mike usadowi się obok. Zamiast tego położył się naprzeciwko mnie na boku, i podparł głowę ręką. Wytrąciło mnie to trochę z równowagi, bo przy okazji uśmiechnął się rozbrajająco. Przez chwilę patrzeliśmy sobie w milczeniu głęboko w oczy, ale udało mi się otrząsnąć i zaczęłam mu opowiadać mój dziwny sen. Pominęłam tylko ten fragment, w którym się z nim całowałam, chociaż trwało to ułamek sekundy. Kiedy skończyłam, poczułam, że ponownie do moim oczu napływają łzy, ale nie chciałam się przed nim rozklejać. Spuściłam głowę i zaczęłam bawić się bransoletką, byle tylko się czymś zająć. Po minucie kłopotliwej ciszy, podczas której myślałam, że już dłużej nie wytrzymam, Mike się poruszył. Podniósł się z pozycji leżącej, usiadł obok i mnie objął. Serce zaczęło mi walić jak szalone. Mimo tego wtuliłam się w jego tors i poczułam się o wiele lepiej.
- Spokojnie, to był tylko sen. – szepnął, a jego ramiona wzmocniły uścisk, jakby chciał mnie uchronić przed wszystkimi troskami świata. Pragnęłam, by ta chwila trwała jak najdłużej. Mike zaczął nucił pod nosem jakieś łagodne melodie, a ja przysłuchiwałam się biciu jego serca. Siedzieliśmy tak bardzo długo, kiedy nagle ktoś otworzył drzwi. Zastygliśmy w bezruchu, a do pokoju zajrzał Rob. Spojrzał na nas i uśmiechnął się wesoło.
- Ja tylko sprawdzam czy po wczorajszym nikt się nie zgubił. Odznaczę was na liście. – puścił do nas oko i wyszedł. To wytrąciło nas z transu. Szybko zeskoczyłam z łóżka i zerknęłam na zegarek.
- O rany… już 8. – wymamrotałam.
- To wcale nie tak późno. – Mike stanął przede mną i uśmiechnął się. Poczułam jak palą mi się policzki. – Słuchaj, kiedy wyjeżdżacie? – spytał.
- Jutro. – odparłam z żalem.
- Czyli dasz się wyciągnął dzisiaj na kolację? Znalazłem niedaleko bardzo fajną knajpę. – nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Najpierw mnie przytulał, teraz zaprasza na kolację…
- Czy to aby na pewno nie jest kolejny sen? Mike Shinoda zaprasza mnie na kolację? – mruknęłam, po czym przerażona zatkałam sobie usta dłonią. Dlaczego wypowiedziałam swoje myśli na głos?!
- Nie, to nie jest kolejny sen. – zaśmiał się Mike. – Naprawdę zapraszam cię na randkę.
- Na randkę?! – krzyknęłam jak głupia, bo nie zdążyłam się w porę powstrzymać.