niedziela, 28 października 2012

Uwaga, uwaga! (nie bijcie ^^)

No dobra, widzę, że to nieuniknione, więc nie będę Was łudzić.
Zastanawiałam się nad tym przez kilka dni i podjęłam decyzję o przerwie. Nie chcę tutaj używać słowa "zawieszenie", bo niektórzy mogą stwierdzić, że to już koniec i w ogóle przestaję pisać. Nie. Robię przerwę w dodawaniu rozdziałów na czas nieokreślony, ale tworzyć będę nadal. A przynajmniej mam nadzieję, że mi się uda. Po prostu nie chcę co tydzień, w przeciągu zaledwie kilku godzin, pisać każdy rozdział. Nie o to w tym chodzi. Bo potem one są takie wymęczone, na szybko. Lepiej mi się pisze bez tej całej presji, że "muszę". Potrzebuję też złapać jakieś natchnienie, by pisać na bieżąco, bo zauważyłam, że wymyślam coś, co by się miało zdarzyć za kilka rozdziałów, a nie potrafię przebrnąć przez aktualny. Najchętniej to już bym napisała ostatni rozdział. ;P
Z tego miejsca pragnę podziękować (tak, wiem, często dziękuję, ale taka już jestem ^^) wszystkim, którzy to czytają i przede wszystkim, że lubią to co ja tworzę, to co się kształtuje w tej mojej nieogarniętej głowie. Za te wszystkie miłe słowa skierowane w moją stronę, to dla mnie wiele znaczy, bo zakładając tego bloga, nie sądziłam, że zostanie on przyjęty tak pozytywnie. ;)) Dziękuję. ♥

Kontakt do mnie, jakby ktoś chciał pogadać. Niekoniecznie o opowiadaniach, bo ja zawsze jestem chętna do wysłuchania, jeśli ktoś by się chciał po prostu wygadać. ;> (Dobra, dobra, wiem, że nie skorzystacie z mojej usługi xD) :

Twitter : @Karish_Cz
GG : 2963546

Mogę również przez to powiadamiać o nowościach związanych z blogiem, jakby ktoś chciał ^^

Do następnego, mam nadzieję ;*

sobota, 20 października 2012

Rozdział XXIII

 Pierwsze promienie słońca wdarły się do pokoju. Było wcześnie rano. Poczułam ciepło bijące w moją twarz i otworzyłam oczy, patrząc prosto w okno. Musiałam przymrużyć powieki, bo światło było strasznie oślepiające. Delektowałam się tą chwilą, po czym podniosłam lekko głowę i ujrzałam twarz Mike’a, pogrążonego w głębokim śnie. Cień błogiego uśmiechu widniał na jego ustach. Na ustach, których słodki dotyk wciąż czułam na swoich wargach. Nie wydarzyło się wczoraj nic szczególnego. Chociaż to jeszcze zależy od osoby, która to przeżyła. Jak dla mnie długie całowanie się z Mikiem było wyjątkowe. To było coś więcej, ponieważ wkładaliśmy w to wiele uczuć i emocji. Po wszystkim zwyczajnie zasnęliśmy w swoich ramionach. Teraz leżałam sobie wygodnie, przytulona do jego torsu. Nie musiałam się w tym momencie o nic martwić. Wszechogarniającą ciszę przerywało tylko miarowe bicie Mike’owego serca. Było idealnie. Aż za bardzo. Zaczynałam mieć nieodparte wrażenie, że to wszystko jest po prostu kolejnym snem. A każdy sen zawsze ma swój koniec. Chyba, że jest wieczny, kiedy już nic i nikt nie jest w stanie człowieka obudzić. Ale ja wiedziałam, że w tym wypadku to nie będzie trwało w nieskończoność. Owładnęło mnie uczucie żalu i bezgranicznego smutku. To niesprawiedliwe! Nie chciałam, żeby to się tak skończyło. Wreszcie znalazłam kogoś, kto się mną zainteresował, komu na mnie zależało. I nieważne, że był sławny, miał kasę. Nie dlatego mi się spodobał. Pokochałam go za to jakim był człowiekiem. Dobrym, miłym, troskliwym, czułym, uczciwym, utalentowanym… Mogłabym prawdopodobnie wymieniać jeszcze długo. Ale tak, użyłam słowa „pokochałam”. Bo właśnie w tym momencie zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę oddałam mu swoje serce. Bez jakiegokolwiek zastanowienia i namysłu obdarzyłam go miłością. I świadomość tego, że już dzisiaj się z nim rozstanę, sprawiła mi ból. Tak mną to poruszyło, że aż zadrżałam i mimowolnie zacisnęłam w pięść dłoń, która spoczywała na brzuchu Mike’a. Poczułam jak jego ręką wędruje w górę moich pleców i zaczyna głaskać mnie po włosach.

- Co się stało? – usłyszałam pytanie lekko zaspanego jeszcze Shinody. Wtuliłam twarz w jego koszulkę, żeby tylko nie zobaczył jak bardzo czułam się zagubiona.
- Nie, nic… - odparłam łamiącym się głosem. Musiałam walczyć sama ze sobą, by nie wybuchnąć płaczem. Jednak te dwa wypowiedziane przeze mną słowa utwierdziły go w przekonaniu, że nie wszystko jest w porządku. Podniósł się od razu do pionu, co równocześnie sprawiło, że sama musiałam usiąść. Wpatrywałam się uparcie w jakieś zgięcie na kołdrze.

- Spójrz na mnie, proszę. Co się dzieje? – chwycił mnie delikatnie za ramiona i odwrócił twarzą do siebie. Nie miałam innego wyjścia. Jednak kiedy ujrzałam w jego oczach tą troskę i zmartwienie, nie potrafiłam się już powstrzymać. Samotna łza popłynęła po moim policzku. Mike był na tyle szybki, że uchwycił ją w połowie drogi. Uśmiechnął się smutno, co jeszcze bardziej mnie zdołowało. Czułam, że już wiedział o co mi chodzi. Uchwycił mnie mocno w ramiona i przytulił. Ukłucie bólu w sercu uniemożliwiło mi oddech na parę sekund. Już kiedyś znaleźliśmy się w podobnej sytuacji. Nie tak dawno nawet. W tym samym pokoju, na tym samym łóżku, te same osoby. Wtedy Mike mnie pocieszał, w tym momencie robił dokładnie to samo. Z tą różnicą, że teraz pocieszał również siebie…

                                                           * * *

- Mike! Rusz dupę! Sam tego nie wtaszczę! – krzyczał Joe, stojąc obok swojego mixera DJ’a. Wszyscy biegali jak poparzeni, od recepcji do autokaru. Mieliśmy już wyjeżdżać pół godziny temu, ale jak zwykle wszystko się wydłużyło. Ja z Weroniką, już spakowane, siedziałyśmy na walizkach przed hotelem i przyglądałyśmy się rozbawione temu cyrkowi. Zwróciłam uwagę na to, że Chester był niesamowicie wesoły i roztrzepany jeszcze bardziej niż zwykle. Wywnioskowałam, że miał udaną randkę. Zastanowiło mnie jednak spojrzenie, którym mnie obdarzył, przebiegając obok z mikrofonem. Za nic nie potrafiłam odczytać co mogło oznaczać. W tym momencie spojrzałam jak Mike ze spuszczoną głową idzie do pojazdu z keyboardem pod pachą i odwarkuje coś Hahn’owi. Spuściłam wzrok na swoje dłonie. Zanim wyszłam z jego pokoju, powiedzieliśmy sobie, że do momentu rozstania nie będziemy o tym rozmawiać. Że nacieszymy się swoim towarzystwem póki jeszcze będziemy mieli możliwość. Niestety i ja, i on chodziliśmy strasznie przybici. Weronika próbowała mnie jakoś pocieszyć, ale nie wiedziała co mnie może rozweselić w tym momencie. Wcale jej się nie dziwiłam. Usiłowałam zachowywać się w miarę normalnie, ale Mike nie krył swojego smutku. I dlatego jak go widziałam, automatycznie mnie też ogarniał żal.

- Dobra, to już wszystko. Dziewczyny, dawajcie te torby. – z rozmyślań wyrwał mnie Phoenix. Stanął przede mną i uśmiechnął się. Chciałam mu odpowiedzieć uśmiechem, ale mięśnie twarzy odmówiły mi posłuszeństwa i wyszedł chyba dziwny grymas. Pomógł mi wstać, kręcąc lekko głową. No tak, musiałam wyglądać żałośnie. Wziął obie walizki, a Brad pochwycił moją gitarę i zanieśli to do środka. Poszłyśmy za nimi i weszłyśmy do autokaru. Rozejrzałam się zdziwiona. Z zewnątrz nie sprawiał wrażenia tak obszernego, jakim był w rzeczywistości. Na tyłach znajdował się jakiś barek i lodówka, wzdłuż okien długa kanapa, wszędzie pełno półek i jakichś pojedynczych foteli.

- Wow… - wymknęło mi się.

- No idźże w końcu, tarasujesz przejście! – domagała się Weronika, popychając mnie do przodu. Wpadłam na Mike’a, który pojawił się nie wiadomo skąd. Chwycił mnie w ostatniej chwili, bo bym wylądowała na podłodze.
- Dzięki… - wymamrotałam i spojrzałam mu w oczy z wdzięcznością. Uśmiechnął się do mnie z taką czułością, że nie zwracając uwagi na całą resztę zespołu i Weronikę, po prostu się do niego przytuliłam i zamknęłam oczy. A on kolejny raz objął mnie swoimi silnymi ramionami…

- Uhh, jakie to wzruszające! – westchnął Chester z ironią. Natychmiastowo podniosłam powieki i spiorunowałam go wzrokiem. Mike zrobił to samo. – Dobra, dobra, nie bijcie! Tylko trochę krępujecie towarzystwo. – dodał, ciesząc się z tego jak niemądry. I rzeczywiście, wszyscy obecni przeglądali nam się z lekko rozbawionymi minami. Z żalem puściłam Mike’a. Ten zrobił to równie niechętnie, ale się nie odzywał. Autokar ruszył z miejsca i zachwiałam się. Każdy zajął się sobą, ale ja wciąż stałam i przyglądałam się Chesterowi z podniesioną brwią. Ten wyraz jego twarzy, taki tajemniczy i szczęśliwy zarazem. Ten moment kiedy spojrzał na mnie i miałam nieodparte wrażenie, że ukrywa coś związanego ze mną. O co mu chodzi? Pomachał mi ręką i poszedł do lodówki. Obserwowałam go jeszcze chwilę, aż w końcu się poddałam i usiadłam w pierwszym lepszym fotelu. Odwróciłam się do okna i ujrzałam w jego odbiciu zmęczone oblicze. Nie wiedziałam czemu, ale czułam się wykończona. Przymknęłam oczy i myśląc o tym jak trudny moment czeka mnie za kilka godzin, zasnęłam.

                                                           * * *

- Ej, Karolina. Obudź się… - poczułam jak ktoś potrząsa moim ramieniem. Podniosłam powoli powieki i ujrzałam przed sobą te oczy, o których przed chwilą śniłam.

- Jesteśmy na miejscu? – spytałam z cieniem strachu. Mike siedział naprzeciwko mnie.

- Nie, ale już niedaleko. – odparł cicho. Poprawiłam się na fotelu i obserwowałam jak próbuje coś powiedzieć. Utkwił wzrok gdzieś w szybie i gładził swoje rozczochrane włosy. - Słuchaj… myślałem nad tym i nie chcę tracić z tobą kontaktu. Będę robił wszystko co w mojej mocy, żeby tak się nie stało. Postaram się ciebie odwiedzać wtedy kiedy tylko będę miał okazję, możemy rozmawiać przez skype. Obiecuję ci to…

- Ty idioto! Czy to ja zawsze muszę za ciebie myśleć?! – podskoczyliśmy jak oparzeni i wytrzeszczyliśmy oczy na Chestera, który podszedł do nas cichaczem. Mike spojrzał na niego pytająco.

- O co ci chodzi?

- Takim jesteś geniuszem, a tak prostej rzeczy nie potrafisz wymyślić. Wstyd mi za ciebie. – odpowiedział Bennington, przewracając oczami.

- Powiesz w końcu czy mam ci…

- No dobra! Już nie umiem dłużej patrzeć jak to przeżywacie! Karolina jedzie z nami dalej w trasę, załatwiłem to wczoraj. Brawo ja! – wyrzucił z siebie jednym tchem ten potok słów i podskoczył rozradowany, widząc niedowierzenie na naszych twarzach. Myślałam, że dostałam zawału. Nie umiałam złapać tchu. Spojrzałam na Mike’a, który miał równie zszokowaną minę. W końcu dotarł do mnie w pełni sens tych zdań. 


- Chester!!! Dziękuję! – rzuciłam mu się na szyję, prawie zwalając go z nóg. Szybko odwróciłam się do Mike’a. Zobaczyłam totalne szczęście wymalowane na jego twarzy. Po chwili podszedł do mnie i złożył pocałunek na moich drżących z podniecenia ustach.

piątek, 19 października 2012

Przeprosiny.

W związku z tym, że brakło mi czasu i weny, chciałam bardzo Was przeprosić, ale dziś rozdziału nie będzie. Po prostu nie mam go jeszcze napisanego. Wiem, że w tym miejscu pewnie zawiodłam moich czytelników, przepraszam ;C Jeśli mi się uda, postaram się napisać go do jutra, najpóźniej niedziela. Zastanawiam się też nad tym, żeby rozciągnąć trochę ten czas między kolejnymi rozdziałami, bo po prostu nie wyrabiam pisać...
Ok, to ja jeszcze raz przepraszam i czekam na Wasze przekleństwa pod moim adresem. Przyjmę wszystko z pokorą CC:
Mam nadzieję, że do następnego ;>
Cześćcześćcześć.
Karish

piątek, 12 października 2012

Rozdział XXII

 - Mike! Zaczyna padać deszcz! – krzyknęłam, gdy poczułam zimne krople na rękach i twarzy. Zerwaliśmy się na równe nogi i przerywając posiłek, zaczęliśmy w pośpiechu znosić wszystko do środka. Śmialiśmy się przy tym jak małe dzieci, które miały świetną zabawę. I w rzeczywistości tak właśnie było. W ogóle nie przeszkadzał nam fakt, że zanim zdążyliśmy wszystko schować i uciec do pokoju, byliśmy już cali przemoczeni. W końcu stanęliśmy naprzeciw siebie, pośrodku pomieszczenia, dysząc ze zmęczenia i śmiechu. Na podłodze zostawialiśmy pełno mokrych plam.

- Obsługa nas zabije za te kałuże… - wymamrotałam, wciąż próbując złapać oddech. Pochyliłam się i oparłam ręce na kolanach, wpatrując się w swoje ociekające wodą włosy. Chciałam jakoś opanować ten przerywany chichot.

- A gdzie tam, powycieram to. – usłyszałam głos Mike’a, który również oddychał w przyśpieszonym tempie. Z tej perspektywy widziałam tylko jego buty. Zniknęły z mojego pola widzenia, kiedy Mike odwrócił się na pięcie i pomaszerował do szafy. Po paru sekundach się uspokoiłam i podniosłam głowę. W tym momencie on rzucił we mnie ręcznikiem. – Masz, wytrzyj się. – złapałam go w ostatniej chwili, inaczej wylądowałby na mojej twarzy. – Niezły refleks. – zaśmiał się Mike.

- No wiesz… zdobywało się trofea ze szkolną drużyną siatkarską. – odpowiedziałam dumnie i zaczęłam energicznym ruchami wycierać włosy.

- To ja sobie zapamiętam, żeby nie konkurować z tobą w jakichkolwiek turniejach. – usłyszałam przez materiał. Ściągnęłam ręcznik z głowy i zobaczyłam Mike’a klęczącego na podłodze i wycierającego plamy. Co było na tyle bezsensowne, że z jego ubrania wciąż kapała woda i pozostawiał za sobą nowe kałuże.

- Może najpierw się przebierz, bo inaczej nie uda ci się tego zrobić. Skuteczniej byłoby poczekać aż samo wyschnie. – zaśmiałam się. Spojrzał na mnie tak, jakbym mu co najmniej powiedziała, że nie potrafi grać na gitarze. Jednak gdy tylko jego wzrok zatrzymał się na mojej twarzy, wybuchnął gromkim śmiechem. Zmarszczyłam czoło.

- Co cię tak rozbawiło? – spytałam, widząc jak tarza się na ziemi ze śmiechu.

- Idź do łazienki i sama zobacz. – wykrztusił. Obrzuciłam go podejrzanym spojrzeniem i ruszyłam do drzwi obok szafy. Weszłam i skierowałam się do lustra nad umywalką. Jeden rzut oka we własne odbicie przekonał mnie o słuszności reakcji Mike’a. Przerażona poczęłam gwałtownie przygładzać swoje włosy, które po ataku ręcznika sterczały na wszystkie strony. Wyglądałam gorzej niż jakaś wiedźma. Zauważyłam grzebień na półeczce i szybko go porwałam w dłoń, chcąc rozpaczliwie doprowadzić fryzurę do ładu. Co za wstyd…

- Żyjesz? – usłyszałam żartobliwy głos za plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam Mike’a machającego jakąś koszulką i spodniami z dresu. Sam już miał na sobie inne, suche ubranie. – Pomyślałem, że lepiej będzie, jak nie będziesz siedzieć w tej mokrej sukience. W końcu byłaś przeziębiona, a nie chcemy, żeby to się powtórzyło. – uśmiechnął się rozbrajająco. Cała czerwona wzięłam rzeczy z jego rąk, a on wyszedł zamykając za sobą drzwi. Zrzuciłam przemoczoną kieckę i jeszcze raz chwyciłam za ręcznik, wycierając teraz całą siebie. Zadrżałam z zimna, więc szybko wciągnęłam na siebie obszerne dresy, w których musiałam mocno zawiązać sznurek, żeby nie spadały i o wiele za duży, czerwony t-shirt. Był taki miękki w dotyku… podciągnęłam go do nosa i powąchałam. Cudowny zapach wody kolońskiej Mike’a. Z lekkim uśmiechem na ustach wyszłam z łazienki.

- Do twarzy ci. – skomentował Mike, podnosząc się z łóżka, na którym widocznie leżał, czekając na mnie.

- Jak mi pozwolisz, to sobie przywłaszczę tę koszulkę, spodobała mi się. – odpowiedziałam, podchodząc bliżej. Stanęłam przed nim i w tym momencie znowu utraciłam całą równowagę psychiczną, którą wypracowałam przez ten czas. Zapanowała cisza. Staliśmy tak naprzeciw siebie, patrząc sobie w oczy. W te jego cudowne, czekoladowe oczy… Kolejny raz moje serce zaczęło nienaturalnie szybko bić. W ogóle nie mrugałam. Badałam każdy milimetr jego twarzy. Zresztą sama też byłam obiektem takich badań. W końcu Mike wyciągnął rękę i ujął moją dłoń. Była gorąca.

- Mike… ja… - szepnęłam.

- Karolina… ja... – powiedział równocześnie ze mną. Zaśmialiśmy się nerwowo. Jakie to żenujące. Spuściłam wzrok, wpatrując się w podłogę. Lecz Mike drugą ręką uchwycił mój podbródek i uniósł do góry. – Słuchaj, nie umiem znieść każdej chwili, w której nie widzę twoich oczu, więc nie patrz się tam gdzie nie potrzebujesz. – uśmiechnął się słodko. Tak jak to tylko on potrafi. Zadrżałam. Wciąż podtrzymując moją brodę, pochylił się i złożył pocałunek na moich ustach. W tym momencie moje wnętrze eksplodowało. Zamknęłam oczy, nie umiałam się już powstrzymywać. Ujęłam jego twarz w dłonie, a on objął mnie w pasie. Czułam jego ręce na swoich biodrach, czułam ich gorąc przenikający przez materiał. Przyciągnął mnie bliżej do siebie, całym ciałem oparłam się na nim. Wplotłam palce w jego włosy, delikatnie naciskając na jego usta. On jednak był bardziej natarczywy. Obrócił mnie nieznacznie i nie przerywając pocałunku, popchnął mnie lekko na łóżko. W tym momencie znalazłam się pod nim. Klęczał okrakiem nade mną. Traciłam oddech. Ale to było wspaniałe. Nagle Mike wszystko przerwał i odsunął się.

- Co się stało? – szepnęłam ochryple, zbyt roztrzęsiona tym wszystkim, bym normalnie mówić.

- Poczekaj chwilkę. – wstał, a ja zaczerpnęłam głęboko powietrza. Uniosłam głowę i śledziłam każdy ruch Mike’a, który podszedł do drzwi i zamknął je na klucz. Po chwili wrócił do mnie cały rozpromieniony. – To tak na wszelki wypadek, jakby znów ktoś chciał nam przerwać.

- No tak, nie głupie. – uśmiechnęłam się i pociągnęłam go za przód koszulki, by kontynuować to co zaczęliśmy.



___


Zapomniałam dodać... kolejny raz udowadniam, że moja skleroza nie boli ;P Dla tych co jeszcze nie wiedzą, mój Twitter to : @Karish_Cz ;]

piątek, 5 października 2012

Rozdział XXI

 - Mam do ciebie prośbę. – takie oto słowa usłyszałem jakiś czas temu od mojego przyjaciela. Jak zwykle zgodziłem się, zanim powiedział o co chodzi. Kiedy Mike wszystko mi wytłumaczył, najpierw się przeraziłem, potem westchnąłem ze zrozumieniem. Chciał bym poszedł na tą randkę z Michaliną sam. Oni mieli zostać w budynku. Powiedział, że Karolina coś źle się czuje i lepiej niech zostanie w hotelu. Na wszelki wypadek. Z jego słów mogłem jednak wywnioskować, że po prostu chce zostać z nią sam na sam. No cóż… ustalenie podwójnej randki bez wcześniejszego uzgodnienia z nim było głupim pomysłem, przyznaję. Zdradził mi jaką przygotował dla niej niespodziankę. Pomagała mu w tym koleżanka Karoliny, Weronika. Widać, że się starał. Ta dziewczyna naprawdę mu się podobała. Ja również ją polubiłem. Była w porządku. I miała talent. Teraz, kiedy szedłem ulicą, rozglądając się w poszukiwaniu domu Michaliny, przypomniała mi się moja rozmowa z managerem. Uśmiechnąłem się pod nosem. Trochę to trwało, ale udało mi się. Załatwiłem dziewczynie trasę z nami! Nikt jeszcze nic nie wiedział, nawet Mike’owi nie powiedziałem. Kiedy przybiegł do mnie ten… jak mu to? Aaa, Martin. I spytał czy w drodze powrotnej nie pojedziemy może przez Tychy, zgodziłem się od razu. Zmarnować taką okazję? Po pierwsze Karolina oswoi się z otoczeniem, po drugie będzie lepsza sposobność by ją powiadomić o tym, że jedzie z nami dalej. Nagle się zatrzymałem i podniosłem głowę do góry. Byłem na miejscu. Kolejny raz poczułem ukłucie strachu. Matko, jaki ze mnie tchórz… Drżącą ręką sięgnąłem do dzwonka i nacisnąłem. Zanim drzwi się otworzyły, zdążyłem jeszcze uderzyć się z otwartej dłoni w twarz. Trochę pomogło. Tylko trochę… 

- Chester, cześć ! – usłyszałem dźwięczny głos i zobaczyłem Michalinę w drzwiach. Na moment odebrało mi mowę. Luźna, biała bluzka z krótkim rękawkiem, wpuszczona w krótką, granatową spódniczkę. Rozpuszczone włosy chwycone spinką tylko z jednej strony. Nagie nogi i sandały rzymianki na stopach. Ale moją uwagę jak zwykle przykuły jej niesamowite oczy. To one zawsze sprawiały, że nie potrafiłem wydobyć z siebie głosu. Ale w końcu szedłem z nią na randkę. Muszę się przemóc, nie mogę tego zniszczyć. „Człowieku! Weź się w garść!”. Jak głupi stałem i toczyłem ze sobą wewnętrzną walkę, podczas gdy Michalina przyglądała mi się rozbawiona.

- Mamo! Wychodzę! – krzyknęła w głąb domu, co sprowadziło mnie z powrotem do rzeczywistości. Zatrzasnęła drzwi, zbiegła lekko po schodach i stanęła obok mnie.

- Przepraszam… To znaczy… Cześć. – wyjąkałem i zawstydzony spuściłem wzrok. Cholera, ja to mam łeb…

- Nie szkodzi. – odparła wesoło. Spojrzałem na nią. Uśmiechała się do mnie przyjaźnie. Czyli nie było tak źle. Odwzajemniłem uśmiech. – A gdzie ten twój kumpel z dziewczyną?

- Niestety musieli zostać w hotelu. Mamy dziś kolację we dwoje. – powiedziałem ostrożnie i czekałem niespokojnie, aż zacznie mnie zwymyślać i powie, że nigdzie nie idzie.

- Szkoda, chciałam ich poznać. No nieważne, pójdziemy sami. – odparła lekko zmartwiona, ale zaraz jej piękne oczy znowu zaświeciły radośnie.

- Serio? – wymsknęło mi się, zanim zdążyłem się powstrzymać. Zaśmiała się głośno. Przynajmniej nie będzie się dziewczyna nudzić, ma kabaret w moim wykonaniu za darmo… Odetchnąłem. – Dobra, to idziemy. Ten mój przyjaciel dał mi namiary na fajną knajpę. Jest niedaleko. Jadł w niej obiad i powiedział, że mają tam naprawdę pokaźne menu. – nawijałem jak idiota, podczas gdy ruszyliśmy już przed siebie. Nie umiałem się skupić, idąc obok niej. Czułem słodki zapach jej perfum. Pociągnąłem mocno nosem, wdychając całym sobą tę woń…

- Na pewno wiesz gdzie nas prowadzisz? – spytała niespodziewanie Michalina.

- Tak. To znaczy… - rozejrzałem się zdezorientowany i z paniką stwierdziłem, że nie wiem gdzie jesteśmy. Wtedy jednak zobaczyłem szyld z ozdobnym napisem „Barbados” i głęboko odetchnąłem. – To tam. – wskazałem palcem. Musieliśmy jeszcze tylko minąć parę budynków i przejść przez ulicę. Nagle zerwał się lekki wiaterek. Zerknąłem w górę. Słońce powoli zachodziło i pojawiły się szare chmury. Nieciekawie. Byle tylko nie zaczęło padać. Miasto o tej porze wydawało się strasznie opuszczone. Gdzieniegdzie jakiś samotny przechodzień przemierzał uliczkę. Opuszczone miasto, samotny przechodzień… O nie…

 Jest słoneczny dzień, a właściwie to już wieczór. Wesoło podśpiewując pod nosem, wracam ze sklepu. W reklamówce ciąży mi parę jabłek i szklana butelka z sokiem pomarańczowym. Idę sobie chodnikiem z myślą, że w domu czeka na mnie moja ukochana gitara i będę mógł się oddać swojej pasji. Niewiele się nad tym zastanawiając, podskakuję wysoko i wznoszę radosny okrzyk. Mam dzisiaj wyjątkowo dobry humor. To do mnie niepodobne. Na szczęście wokoło nie ma żywej duszy. O tej porze w Phoenix nikt nie wychodzi z domu. Kiedyś mnie to dziwiło, ale teraz jestem już przyzwyczajony. Nagle rejestruję kątem oka jakiś ruch. Chcę się odwrócić, ale coś przysłania mi widok. Ktoś narzucił na moją głowę płócienny worek. Czuję silne ramię na szyi, nie mogę złapać oddechu, ani wykrztusić żadnego słowa. „Cześć dziecino, miło cię poznać.” – słyszę niski, szyderczy szept. Przerażony upuszczam reklamówkę. Butelka uderza o ziemię i roztrzaskuje się na milion kawałków, zupełnie jak moje serce. Sparaliżowany strachem stoję i nie poruszam żadnym mięśniem. Po policzku płynie samotna łza. Wtedy otrzymuję mocny cios w głowę i tracę przytomność…

Te wspomnienia zawsze bolały i przypuszczałem, że już zawsze boleć będą. I nigdy nie dadzą mi spokoju, będą mnie nawiedzać do końca tego nędznego życia…

- Chester?! Chester!!! Odezwij się! – ktoś szarpał mnie za ramię. Zachwiałem się i spojrzałem przed siebie nieprzytomnie. Po chwili mój wzrok się wyostrzył i zobaczyłem zaniepokojoną twarz Michaliny. Byliśmy pod drzwiami knajpy. Dochodziły stamtąd odgłosy rozmów. – Co się stało? – spytała ostrożnie, widząc, że już kontaktuję.

- Nic… - skłamałem, ale ona nie była głupia i po jej minie poznałem, że mi nie uwierzyła. Zawstydzony spuściłem wzrok. „Dlaczego to zawsze musi wracać w najmniej odpowiednim momencie?!” Ze złością kopnąłem kamień czubkiem buta. Do oczu napłynęły mi łzy. – Przepraszam. – nie myśląc nad tym co robię, odwróciłem się i ruszyłem w drugą stronę. Jak zwykle wszystko spieprzyłem! No tak, ale ja jestem Chester Bennington i użalanie się nad sobą to moja specjalność. Wierzchem dłoni otarłem łzy, które w końcu znalazły ujście. Nagle usłyszałem za sobą stukot butów, który zmieszał się z głośnym szumem. Zaczął padać deszcz. Tak jakby pogoda doskonale odczytała mój nastrój i postanowiła do mnie dołączyć. Przyspieszyłem kroku, nie chciałem by Michalina oglądała mnie w takim stanie. Nie, kiedy na mojej twarzy malował się tak bezdenny ból i zagubienie. Jak u dziecka, które zgubiło rodziców w sklepie. Widocznie jednak nie pragnąłem uciec tak bardzo, ponieważ po chwili poczułem jak chwyta mnie za rękę i odwraca przodem do siebie. Spojrzałem prosto w te niesamowite oczy. Na moment wstrzymałem oddech. Zobaczyłem w nich to, czego tak bardzo potrzebowałem. Część negatywnych emocji powoli ze mnie uleciała. 

- Chester… rozumiem, że borykasz się z jakimś strasznym problemem. Ja… wiem, że możesz nie chcieć mi o nim mówić, ale nie odpychaj od siebie ludzi. To ci wcale nie pomoże, a nawet może zaszkodzić jeszcze bardziej. – mówiła spokojnie, wciąż trzymając mnie za rękę. Mokre włosy przylegały do jej twarzy. Delikatnie założyłem jej za ucho jeden, niesforny kosmyk. Chociaż przez chwilę chciałem oszukać własne odczucia i pomyśleć o czymś innym. Teraz liczyła się tylko ona. Osoba, dzięki której walka z całym tym gównem mogła stać się łatwiejsza. Bo zapomnieć raczej się nie dało. – Widzę już, że jesteś inny niż ci wszyscy kretyni, z którymi się spotykałam. Cieszę się, że jednak postanowiłam dać ci szansę… - ujęła moją twarz w obie dłonie i wtedy zadrżałem. Dotyk jej ciepłych palców na moich policzkach przyprawił mnie o zawrót głowy. Setki różnych myśli i wspomnień przemknęło w jednej sekundzie przez mój umysł, bym w końcu mógł całkowicie skupić się na tym co tu i teraz. Już nie bałem się odrzucenia. Czułem jak serce coraz bardziej przyśpiesza tempa. Zamrugałem szybko by pozbyć się kropli deszczu z rzęs, po czym kompletnie zatraciłem się w uśmiechu jakim obdarowała mnie Michalina. Mimowolnie również się uśmiechnąłem. Powoli przyciągnęła moją twarz do siebie, a ja objąłem ją w talii. Przez chwilę patrzyliśmy sobie głęboko w oczy, a potem nasze usta złączyły się w pocałunku. Uczucie szczęścia, które w tej chwili ogarnęło całe moje jestestwo, utwierdziło mnie w przekonaniu, że nareszcie trafiłem na właściwą osobę. To nic, że deszcz padał coraz mocniej. Przywarliśmy do siebie mocno i czułem na sobie wyraźnie każdy milimetr jej ciała, który mnie dotykał. Z czułego, pocałunek przerodził się w namiętny. Michalina wplotła swoje palce w moje włosy, jeszcze bardziej go pogłębiając. Zaczynałem tracić oddech. Dłońmi błądziłem po jej plecach, obejmując ją szczelnie. Byliśmy cali mokrzy, jednak nie miało to najmniejszego znaczenia. Przestałem zwracać uwagę na cokolwiek innego. Robiło się chłodno, ale my emanowaliśmy gorącem podniecenia. Trwaliśmy tak dość długo, stojąc w świetle latarni i strugach deszczu. Jeśli w tym momencie ktoś by nas zobaczył, pomyślałby pewnie, że jesteśmy parą zakochanych, która przeżyła już ze sobą wiele wspólnych chwil. Na pewno nie uwierzyłby, że poznałem tę dziewczynę zaledwie dzisiaj rano. Myślę, że ten czas spędzony w Polsce okazał się dla mnie zbawienny.

__________

Tak, tak, wiem. Za bardzo namieszałam... Ale postanowiłam poświęcić na to tylko jeden rozdział, no i tak wyszło. Myślę, że dzięki temu rozdziałowi zarobię w końcu jakąś krytykę ^^ Ale w porządku, nie zawsze wszystko musi się podobać ;D

Chciałabym podziękować wszystkim, którzy to czytają i komentują. Tak więc... DZIĘKUJĘ!!! <3 ;)