niedziela, 23 grudnia 2012

Prezent świąteczny

Okej, po namowach zdecydowałam się napisać krótką Bennodę, którą wrzucam tutaj jako świąteczny prezent. Mam nadzieję, że się nie rozczarujecie, bo to mój debiut jeśli chodzi o tego typu shoty. Jeśli nie lubisz takiej tematyki, to nie czytaj. Normalnego rozdziału jeszcze nie mam. No to... Wesołych Świąt! :)




_____________________






- Mike!!! Chodź tu! – usłyszałem z pokoju obok zaniepokojony głos. Stojąc w kuchni, przyodziany w fartuch, przekręciłem oczami. Właśnie próbowałem upiec pierniki. Od godziny! A dlaczego trwało to tak długo? Odpowiedź jest prosta. Mój przyjaciel, z którym miałem spędzić święta u mnie w domu, nie potrafił sam ustroić choinki. Westchnąłem cicho, odłożyłem wszystko co miałem w rękach i ponownie zajrzałem do salonu. Kiedy tylko mnie zauważył, jego twarz przybrała wyraz głębokiego zagubienia i załamania. Dokładnie tak samo jak parę minut wcześniej. Z tym, że teraz ja już zaczynałem tracić cierpliwość do tego wszystkiego.

- No spójrz tylko! Przecież to tak nie może być! – machnął ręką w stronę świątecznego drzewka. Reszta pomieszczenia była już pięknie ustrojona. Wszędzie pełno kolorowych światełek, ozdób. W kominku hipnotyzująco trzaskał ogień. Moje nozdrza podrażnił zapach.. Właśnie, jaki? Świąteczny. Inaczej tego nie określę. Wszystko ładnie, pięknie. Tylko pan Bennington nie potrafił sobie poradzić z bombkami! Zrobiłem parę kroków do przodu i przyjrzałem się choince. Na moje oko było w porządku.

- Ale o co ci chodzi właściwie? Jest dobrze…

- Nie! Źle się komponuje. Tutaj za bardzo przechyla się w prawo. – oparł ręce na biodrach i patrzył krytycznie na swoje dzieło. Po chwili spojrzał na mnie, jakby oczekując rady.

- Chester, naprawdę jest okej.

- Ale…

- Chester, cholera! – zerknąłem na niego spode łba. – Masz dwadzieścia pięć lat, nie osiem! Zrób to sam, a nie wołaj mnie co pięć minut. Skoro uważasz, że jest źle, to popraw. Tak, żeby cię to satysfakcjonowało. I nie patrz na mnie w taki sposób, jakbym cię właśnie zbił! – dodałem, widząc jego minę. Lekko urażony odwrócił się do mnie tyłem i ściągnął dużą, czerwoną bombkę, by powiesić ją w innym miejscu. Obserwowałem go przez moment. Miał na sobie spodnie bojówki i czarny podkoszulek. Na szyi uwiesił sobie srebrny łańcuch choinkowy, przez co wyglądał komicznie. Blask z kominka sprawiał, że tatuaże zdobiące jego ciało sprawiały wrażenie żywych. Chyba czuł na sobie mój wzrok, bo spojrzał w moją stroną.

- No co? – burknął. Wyglądał jak takie obrażone dziecko.

- Nie, nic. – uśmiechnąłem się pod nosem i wróciłem do kuchni. Dopiero wtedy, wkładając pierniki do pieca, uświadomiłem sobie jakie myśli przebiegły mi przez głowę, gdy przyglądałem się Chesterowi. Zastygłem w bezruchu z ręką w piecu. Nieee, musiało mi się wydawać. To przecież niemożliwe. To mój najbliższy przyjaciel, nie mogę o nim myśleć w ten sposób! Michael, weź się w garść. Poczułem ciepło, wręcz gorąco…

- Fuck! – szybko wyciągnąłem rękę z pieca. Chociaż miałem rękawiczkę, to i tak trochę się sparzyłem. Odkręciłem kurek z zimną wodą i podsuwając dłoń pod bieżącą wodę, westchnąłem cicho. Przymknąłem oczy i rozkoszowałem się przyjmującym uczuciem ulgi. Na chwilę zapomniałem o…

- Co się stało? – usłyszałem tuż nad swoim uchem głos Chaza. Wystraszony machnąłem ręką i ochlapałem go wodą. Spojrzałem wielkimi oczami na jego podkoszulek, który był w tym momencie tak mokry, że przylegał szczelnie do torsu wokalisty. Spanikowany przeniosłem wzrok na jego twarz.

- No i patrz co narobiłeś. – powiedział z wyrzutem, choć miał przy tym lekki uśmiech na twarzy. Chwycił za brzeg koszulki i ja już wiedziałem co chce zrobić.

- Eee… pomyślałem, że może oświetlę jeszcze tą choinkę przed domem. Dam radę sam. – dorzuciłem i wybiegłem czym prędzej z pomieszczenia, łapiąc po drodze kurtkę i buty. Wyszedłem na zewnątrz. Albo raczej wymaszerowałem pośpiesznie, chociaż starałem się, by nie wyglądało to zbyt desperacko. Gdy tylko zamknąłem za sobą drzwi, ogarnęła mnie fala przenikliwego zimna. W pośpiechu nie zapiąłem kurtki, ale to było teraz najmniej istotne. Zatrzymałem się na ścieżce prowadzącej do furtki pokrytej 5 centymetrową warstwą śniegu. Nawet nie zwróciłem uwagi na to, że nie wziąłem ze sobą światełek, a przecież miałem oświetlić choinkę. Stałem tak przez parę sekund, oddychając szybko i obserwując obłoczki pary wydobywające się z moich własnych ust. Przetarłem twarz dłońmi. Drżącymi dłońmi. Z chłodu czy zdenerwowania? Obie opcje wydawały się prawdopodobne. Miałem niesamowity mętlik w głowie. Dlaczego?! To pytanie obijało się o ściany mojej czaszki, próbując znaleźć jakiś punkt zaczepienia. Jakąkolwiek sensowną myśl, która byłaby w stanie to wszystko wytłumaczyć. Nigdy wcześniej tego nie czułem. A przynajmniej nie do Chestera. Poznałem kiedyś dziewczynę. Była piękna, inteligentna, miała talent. Zauroczyłem się w niej, ale nic z tego nie wyszło… Chociaż nie. To co poczułem parę minut temu, to nie było zauroczenie. Nie wiedziałem nawet dokładnie co to było. Wszystko stało się tak nagle. Zawsze był dla mnie przyjacielem, bratnią duszą. Dzieliłem z nim wiele przeżyć, emocji. Radość czy też smutek, nieważne. Przechodziliśmy przez to razem. Przez cały czas ze mną był, więc co się zmieniło? Dzisiaj… spojrzałem na niego jakoś inaczej. W inny sposób. Nie chciałem tego, ale czy tak naprawdę miałem na to jakiś wpływ? Po prostu… stało się. Wybiegłem tak nagle. Co on mógł sobie o mnie pomyśleć w tym momencie? Wszystko. Dosłownie wszystko. Chyba powinienem wrócić. Ale jak ja mu spojrzę w twarz? Westchnąłem głęboko i zadarłem głowę w górę, szukając na niebie pomocy. Zacisnąłem i rozluźniłem kilkakrotnie zmarznięte dłonie. Odwróciłem się powoli i postawiłem stopę na pierwszym stopniu schodów prowadzących do drzwi, kiedy wpadło mi do głowy coś jeszcze. Spanikowałem, kiedy Chaz chciał ściągnąć koszulkę. Dlaczego? Już przecież tyle razy widziałem jego klatę. Paradował nago po hotelu, w którym się zatrzymywaliśmy podczas trasy. A przeważnie dzieliłem z nim pokój. Na scenie również często pozbawiał się górnej części ubrania targany emocjami, albo zwyczajnym gorącem. Więc z jakiego powodu zachowałem się tak dziwnie, gdy dzisiaj chciał się przede mną rozebrać? Pokręciłem głową nad swoją głupotą. Miałem wrażenie, że opuściły mnie już te wszystkie emocje i uczucia, i mogę stanąć teraz spokojnie przed Chesterem. Ale to było tylko wrażenie…

Ostrożnie nacisnąłem klamkę. Co ja robię? Skradam się do własnego domu? Naprawdę ze mną źle. Stanąłem w holu i zamknąłem za sobą drzwi.

- Mike? Nie wiem czym oświetlałeś tą choinkę, ale światełka są na stole… - usłyszałem za sobą i obróciłem się na pięcie, by spojrzeć na zdezorientowanego Chestera , który stał w drzwiach do salonu. – Co się dzieje? – szepnął i zrobił kilka kroków w moim kierunku. Zdałem sobie sprawę z tego, że się trzęsę, nawet bardzo. Tym razem byłem pewien, że z zimna. Zauważył to i przysunął się tak blisko, że poczułem jego ciepły oddech na swojej twarzy. Cały czas mnie obserwował spod lekko przymkniętych powiek. Wsunął swoje ręce pod moją kurtkę, obejmując mnie w pasie. Oparł brodę na moim ramieniu.

- Teraz cieplej? – spytał. Wszystko powróciło. Wiedziałem, że tak nie powinno być, ale… to było przyjemne. Poczułem na sobie jego ciepło, które rozgrzewało mnie jednocześnie fizycznie i psychicznie. Mimowolnie z moich ust wydobył się pomruk zadowolenia. Słysząc to, Chaz wzmocnił uścisk. Splotłem swoje dłonie na jego plecach i trwaliśmy tak w milczeniu przez kilka dobrych minut. A może kilkanaście? Czas przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Ja sam też nie miałem w tym momencie znaczenia, liczyła się tylko jego bliskość. W końcu oderwaliśmy się od siebie, ale wciąż pozostawaliśmy w małej odległości. Patrzyłem w jego ciemne tęczówki i zauważyłem, że lekki uśmiech błąka się na jego wąskich ustach. Też się uśmiechnąłem. I wtedy coś we mnie pękło. Nie wiedziałem co robię. Po prostu chciałem spróbować, nie patrząc na konsekwencję. Gdzieś w podświadomości bałem się jak Chester na to zareaguje, ale to była bardzo głęboka podświadomość. Nachyliłem się i zamknąłem oczy. Po chwili nasze usta złączyły się w pocałunku. Myślałem, że Chester będzie zaskoczony, ale nie. Od razu przejął inicjatywę. Naparł na mnie mocno i poczułem, że stracę równowagę, ale uderzyłem plecami o ścianę. Nie odrywając się od siebie, szybkim ruchem ściągnąłem kurtkę. Położyłem dłonie na jego karku i przyciągnąłem go jeszcze bliżej. Oparł się na mnie całym ciałem. Po chwili pomieszczenie wypełniły odgłosy naszych przyśpieszonych oddechów. Odepchnąłem się od ściany i przesunęliśmy się razem kilka kroków w głąb pokoju. Całując szyję Chaza, zauważyłem za nim stół. Podsadziłem go lekko i umieściłem na meblu. On swoimi zwinnymi palcami zaczął rozpinać moją koszulkę, po czym szybko pozbawił się swojej. Zostaliśmy w samych spodniach. W momencie kiedy majstrował przy moim pasku, oderwałem się od niego i oparłem czołem o jego czoło.

- Chester… - wydyszałem, patrząc mu w oczy. Ujrzałem w nich pożądanie. Dokładnie to samo uczucie ogarnęło mnie samego od palców u stóp po czubek głowy.

- Wesołych świąt Mikey. – odparł tylko i na nowo wpił się w moje usta. Było mi to na rękę, jeśli mam się przyznać. Pomogłem mu i sam ściągnąłem spodnie, a on w tym czasie zsunął się ze stołu i po paru sekundach również został bez dolnej części garderoby. Byliśmy już nadzy całkowicie. Naskoczył na mnie i tym razem nie znalazłem oparcia w ścianie. Obaj runęliśmy na podłogę. Usiadł na mnie okrakiem i powoli obcałowywał moją klatę, przesuwając się coraz niżej, a ja wygiąłem się lekko, jęcząc z rozkoszy… 


To miały być moje najlepsze święta. Spędzone tylko z najbliższym przyjacielem. I choć nie tak je sobie wyobrażałem, to jestem pewien, że finał zapamiętam do końca życia.