poniedziałek, 30 lipca 2012

Rozdział X


 Na korytarzu było ciemno. Zbliżała się godzina policyjna, więc wokół panowała niezmącona cisza. W dzieciństwie panicznie bałam się ciemności i coś z tego strachu we mnie pozostało. Gdy jednak zamknęłam drzwi, zupełnie nie zwróciłam na to uwagi, bo moje myśli były mocno skołowane. Nie chciałam się kłócić z Martinem, dlatego wyszłam. Pewnie obstawiałby przy swoim, ale ja wiedziałam jak było naprawdę. Byłam już w połowie drogi do schodów, gdy zorientowałam się w swojej sytuacji. Stary lęk wrócił. Byłam sama i prawie nic nie widziałam. Nie mogłam jednak wrócić do pokoju, nie teraz. Objęłam mocno poduszkę rękami, które zaczęły drżeć. Od strony schodów dostrzegłam blade światło, pewnie z recepcji. Co chwilę odwracałam się nerwowo za siebie, bo miałam wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Powoli dotarłam do końca korytarza.
- Karolina? – nagle ciszę przerwał zdziwiony szept. Serce podskoczyło mi do gardła, myślałam, że zejdę na zawał. Szybko podniosłam poduszkę nad głowę w geście obronnym. Parę stopni wyżej ujrzałam ciemną sylwetkę.
- Kim jesteś? – mój głos zachrypł z emocji.
- Spokojnie, to ja, Mike. – poznałam go dopiero, gdy stanął metr ode mnie. Chociaż widziałam tylko zarys jego twarzy, mogłam na niej dostrzec głębokie zaskoczenie. – Co tu robisz? Z poduszką? – dodał, wskazując na moją broń.
- A wiesz, wybrałam się na nocną przechadzkę, zapominając, że boję się ciemności. – całe napięcie mnie opuściło, teraz czułam się bezpieczna. – A ty czemu się włóczysz zamiast spać? – usiadłam na schodach, objęłam nogi ramionami i oparłam brodę na kolanach. Mike przysiadł obok.
- Spać? Z nimi? Zrobili sobie nocny maraton  filmowy w moim pokoju i  za nic nie chcieli się przenieść gdzie indziej. Nie zmrużyłem oka już trzecią noc. Jak ja jutro wystąpię? – z rozpaczą oparł głowę o ścianę.
- Przecież pokoje pozostałych są teraz puste. Dlaczego nie pójdziesz tam pospać? – spytałam zdziwiona, że na to nie wpadł. Spojrzał na mnie z zastanowieniem.
- Masz rację… To dowodzi jaki jestem wykończony. Nie potrafię nawet myśleć. – ziewnął przeciągle i powoli się podniósł. Wyciągnął rękę, by pomóc mi wstać. – Wracasz do siebie czy zostajesz tutaj? – spytał, wciąż trzymając moją dłoń. Poczułam przyjemny dreszczyk. Zerknęłam w głąb korytarza.
- A mogłabym iść z tobą? – popatrzałam na niego z nadzieją, że zrozumie. Chyba wyczuł, że coś jest nie tak, bo uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco i nie zadawał pytań.
- Jasne, Chester jest w pokoju z Robem, więc są tam dwa łóżka. – podniósł nogę, by wejść na stopień wyżej i niebezpiecznie się zachwiał. Szybko chwyciłam go pod ramię.
- Kto cię do tego doprowadził? – spytałam, gdy ruszyliśmy dalej.
- Po części ja sam. Jako głowa zespołu muszę pilnować, by wszystko było przygotowane. Oni tylko władują się do autokaru i jazda. To tutaj. – zatrzymaliśmy się przed pokojem numer 28. Nacisnął klamkę i wpuścił mnie pierwszą. Znalazłam kontakt i włączyłam  światło. Widać chłopaki nie potrzebowali dużo czasu, żeby się zadomowić. Pod ścianą stał sprzęt muzyczny, a na podłodze i wszędzie indziej walały się różne części garderoby. Mike zamknął drzwi, podszedł do jednego z łóżek i zrzucił z niego ubrania. – Przepraszam za ten bałagan, ale Chester tak zawsze. Tu możesz spać. Jakby coś się działo to krzycz. – zrobił sobie porządek na drugim posłaniu i z radością położył się na plecach. Zamknął oczy i po chwili jego oddech się wyrównał, a z twarzy odpłynęły wszelkie oznaki trosk. Obserwowałam go przez moment z uśmiechem. Wyglądał tak ujmująco kiedy spał. I ta jego śmieszna bródka… Co się ze mną dzieje? Otrząsnęłam się i szybko zgasiłam światło. Nie potrafiłam jednak od razu zasnąć ze świadomością, że Mike jest tak blisko.
                   * * *
Obudziłam się wypoczęta i zerknęłam na zegarek. Była 7:39. Usłyszałam ciche chrapanie. Przekręciłam się na bok, by móc spojrzeć na łóżko Mike’a. Spał tak jak zasnął, na plecach, z lewą ręką pod głową. Jednak im dłużej na niego patrzałam, tym bardziej dochodziłam do przekonania, że to nie on chrapał. Zmarszczyłam czoło. Powoli podniosłam się na łokieć i rozejrzałam się. Odgłos dochodził gdzieś z podłogi. Gdy zwróciłam tam wzrok, zaraz musiałam szybko wtulić twarz w poduszkę, żeby nie parsknąć śmiechem. Chester leżał skulony na płachcie z ubrań i bluzą poskładaną w kostkę pod głową. Okulary na nosie miał śmiesznie przekrzywione i z lekko otwartych ust wydobywało się ciche chrapanie. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Gdybym próbowała wstać, istniała możliwość, że się obudzą, a tego nie chciałam. Należał im się odpoczynek. A już na pewno Mike’owi, bo Chester zarywał noce na własne życzenie. Przekręciłam się z powrotem na plecy i utkwiłam wzrok w suficie.  Byłam ciekawa jak zareaguje Martin, gdy się dziś zobaczymy. Postanowiłam go przeprosić za to, że tak nagle wyszłam. Pomyślałam o dzisiejszym koncercie i zaśmiałam się w duchu. Gdyby ktoś mi wcześniej powiedział, że zaprzyjaźnię się z moimi idolami, kazałabym mu się udać do psychiatry. Tymczasem poznałam ich i świetnie się z nimi dogadywałam. Z nudów zaczęłam nucić w myślach piosenki z Hybrid Theory. Tracklistę znałam na pamięć. Doszłam właśnie do In The End, gdy uświadomiłam sobie, że chrapanie ustało. Zerknęłam na podłogę i znieruchomiałam. Chester leżał tak jak wcześniej, z tą tylko różnicą, że teraz jego oczy były szeroko otwarte. Wpatrywał się we mnie nie mrugnąwszy ani razu. Przestraszyłam się, że coś mu się stało. Spojrzałam na niego pytająco, jednocześnie przykładając palec do ust i wskazując na Mike’a. Na szczęście otrząsnął się z transu i kiwnął głową na znak, że zrozumiał.  Bardzo wolno, najciszej jak potrafił, podniósł się z ziemi i na palcach do mnie podszedł. Nachylił się tak nisko, że usta miał centymetr od mojego ucha i szepnął:
- Przesuń się trochę, wszystko mnie boli od tego spania na podłodze. – i wyprostował się z miną męczennika. Z uśmiechem zrobiłam mu miejsce. Łóżka były na tyle szerokie, że spokojnie zmieściliśmy się oboje. Z ulgą osunął się na poduszki i zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, zasnął ponownie. „Co za śpioch.” – pomyślałam z rozbawieniem. Jednak nie potrafiłam dłużej znieść tej ciszy. Wstrzymałam oddech, wstałam i ostrożnie, uważając, by nie szturchnąć Benningtona, wzięłam swoją poduszkę. Bezszelestnie zbliżyłam się do drzwi, błagając je w myślach, żeby nie skrzypiały. Miałam szczęście i kiedy delikatnie puszczałam klamkę, odetchnęłam głęboko. Teraz już się raczej nie obudzą. Odwróciłam się i chciałam iść do swojego pokoju, gdy ujrzałam postać na końcu korytarza. W szybkim tempie zmierzała w moją stronę. Zamarłam. To był Martin.
- Wszędzie cię szukam. Co ty tu robisz? – spytał dość głośno, gdy stanął przede mną. Spanikowana zaczęłam machać rękami.
- Ciszej mów. – szepnęłam. – Spałam tu.                                                                        
- Tu? – spojrzał podejrzliwie na drzwi. – A czyj to pokój?
- Chestera i Roba. Ale ich tam nie było. – dodałam szybko.
- To jak tam weszłaś? – pytał dalej. Już mnie to trochę wkurzało. Co on, moja matka?
- Z Mikiem. I bądź już cicho.
- Czekaj… Byłaś sama z Mikiem w pokoju, w nocy… Spałaś z nim?! – wydarł się. Momentalnie rzuciłam się, by zatkać mu usta dłonią.
- Nie. – syknęłam. – A nawet jeśli to co? – próbował się oswobodzić, żeby mi odpowiedzieć. Jednak w tym momencie uchyliły się drzwi do pokoju numer 28 i wyjrzał z nich zaspany Mike. Zażenowana przewróciłam oczami, tylko jego tu brakowało.
- Co się dzie… - wymamrotał, lecz zaskoczony przerwał w pół słowa. Spojrzał na nas, przetarł oczy i spojrzał jeszcze raz. Wcale mu się nie dziwiłam. Stałam na palcach, zatykając usta Martinowi, z twarzą parę centymetrów od jego twarzy.