niedziela, 22 lipca 2012

Rozdział IX


- I założyliśmy się z Mikiem o to, kto pierwszy wypije 10 szklanek świeżego soku z cytryny. Przegrany miał się zafarbować. – Chester opowiadał mi historię ich czerwonych włosów. Trząsł się przy tym ze śmiechu i nie potrafił się uspokoić. – Wydawałoby się, że to łatwizna, tymczasem żaden z nas nie doszedł nawet do szóstej, więc obaj umoczyliśmy się w farbie. – zakończył ze łzami w oczach. Było po 20:00 i zaczęło się ściemniać. Wracaliśmy do hotelu w doskonałych nastrojach. Chłopaki cały czas przekrzykiwali się nawzajem, chcąc mi wyjawić jakąś śmieszną historyjkę. Nie mogłam uwierzyć jak dobrze czuję się w ich towarzystwie, jakbyśmy się znali dłużej niż te trzy godziny. Trzymając się za brzuchy ze śmiechu, wtoczyliśmy się do recepcji. Chwiejąc się jak pijani, weszliśmy na drugie piętro. Linkini zakwaterowali się wyżej.
- Dzięki za wycieczkę po mieście. Super się z wami bawiłam. Do zobaczenia jutro! – pomachałam im energicznie ręką.
- Na pewno. – odparł Mike i uśmiechnął się do mnie rozbrajająco. Odwzajemniłam uśmiech i pobiegłam korytarzem do pokoju. Otworzyłam z impetem drzwi i zobaczyłam jak dziewczyny podskakują ze strachu na moim łóżku. Martin siedział na podłodze i zajadając ciasteczka, oglądali coś w telewizji.
- No i jak tam imprezka? – zagadałam beztrosko. Rzuciłam torbę w kąt i wskoczyłam na puste łóżko, łapiąc po drodze miskę z chipsami.
- Co ci tak wesoło? – zapytała podejrzliwie Weronika.
- Pewnie nie uwierzycie, ale i tak wam powiem. – i streściłam im wszystko od momentu jak się obudziłam do pożegnania z zespołem. Słuchali mnie z coraz szerzej otwartymi ustami. Kiedy skończyłam, patrzyli na mnie w milczeniu jak na wariatkę.
- Masz rację, nie wierzę ci. – odparła w końcu Monika. – Chyba, że mi ich jutro pokażesz.
- Ba, nawet cię przedstawię. – zapewniłam z uśmiechem. – Co oglądamy? – spytałam, ale ekran miałam pod kątem, więc nic nie widziałam. Usiadłam na podłodze obok Martina i ujrzałam końcowe napisy. – Ha, ja to mam wyczucie.
- Znajdę coś. – powiedziała Monika z pilotem w ręce i zaczęła przeskakiwać po programach. Nagle mignęła zielona murawa.
- Wróć! – krzyknęliśmy jednocześnie z Martinem, popatrzeliśmy po sobie i parsknęliśmy śmiechem. Polska grała towarzyski z Hiszpanią. Była 51 minuta i nasi przegrywali już 0:3. Akurat Lewandowski prowadził indywidualną akcję. Minął sprawnie dwóch obrońców i…
- GOOOOOL!!! – wrzasnęłam podekscytowana. Podniosłam się na klęczki i z nosem metr od telewizora oglądałam powtórkę. Dziewczyny bąknęły coś, że nie chce im się oglądać piłki nożnej i poszły. Po chwili oderwałam wzrok od piłkarzy, rozejrzałam się i zorientowałam, że zostaliśmy sami. Wspięłam się na swoje łóżko, poprawiłam poduszki i z westchnieniem ulgi opadłam na nie, zakładając ręce za głowę. Martin nadal siedział na podłodze, przyglądając się moim poczynaniom.
- Nie patrz tak na mnie, siadaj. – powiedziałam, przesunęłam się trochę i z uśmiechem poklepałam miejsce koło siebie.
- Wedle życzenia. – nie zastanawiał się dłużej i wskoczył, prawie zrzucając mnie na ziemie.
- Ej, ostrożnie. – chwyciłam jaśka i uderzyłam go mocno w głowę.
- Tak się bawimy? – i zaczął się ze mną szarpać, próbując mi wyrwać poduszkę. Trwało to parę minut, ale w końcu silniejszy wygrał. Z triumfalnym śmiechem wzniósł wysoko swoją zdobycz jak puchar. – I kto jest mistrzem?
- No ty. – odpowiedziałam i niespodziewanie, szybkim ruchem, odzyskałam jaśka i położyłam się na nim. – Albo jednak ja.
- Ty oszust…
- Cicho! David atakuje. – zatkałam mu usta dłonią i wpatrzyłam się w Villę. Dryblingiem ograł Piszczka, podał do czekającego już w polu karnym Xaviego, który chciał odegrać mu piętką, ale skończyło się na słupku. – No i taką piękną akcję zmarnować… - mruknęłam i poczułam pukanie w ramię. Odwróciłam się i spojrzałam na Martina, który miał śmieszną minę, bo nadal trzymałam rękę na jego ustach. – Oj, przepraszam. – opuściłam dłoń. – Ciekawe gdzie oni grają.
- Słyszałem, że tutaj, we Wrocławiu. – rzekł i po chwili musiał walić mnie pięścią w plecy, bo zakrztusiłam się ciasteczkiem.
- Żartujesz?! – wychrypiałam, gdy tylko odzyskałam oddech. – I ja się dowiaduję dopiero teraz? Przecież ja przechodziłam dzisiaj obok stadionu! – nie mogłam uwierzyć. – Jaka ja jestem głupia, mam dużo kasy zaoszczędzone, mogłam iść na ten mecz. – zdezorientowana oparłam się o ścianę i beznamiętnie utkwiłam wzrok w ekranie. Czas dobiegał końca, więc Hiszpanie grali na przetrzymanie, wymieniając między sobą setki podań. Martin milczał, również oglądając mecz. Spojrzałam na jego profil, był jakiś taki smutny.
- Kto dzwonił? Wtedy w recepcji? – spytałam cicho. Odwrócił twarz w moją stronę i zobaczyłam ból w jego oczach. Westchnął ciężko.
- Klaudia. Wygarnęła mi, że więcej czasu spędzam z tobą, niż z nią, dlatego znalazła sobie innego faceta. Krótko mówiąc, zdradza mnie, albo raczej zdradza od dawna, bo trwa to już jakiś miesiąc i dopiero teraz postanowiła mnie uświadomić. I zerwała ze mną. – zakończył, przeczesując włosy palcami.
- Przykro mi, to moja wina. – ukryłam twarz w dłoniach. Jak mogłam do tego dopuścić? Przeze mnie rozleciał się kolejny związek mojego przyjaciela.
- Jasne, że nie twoja. Nawet tak nie myśl. To ja jestem idiotą, że nie potrafię utrzymać przy sobie dziewczyny. Jednak nie żałuję. – delikatnie chwycił mnie za nadgarstki i odsłonił twarz, spoglądając głęboko w moje zagubione oczy. – Prawdopodobnie nie trafiłem jeszcze na tę właściwą.
- Ale ona ma rację. Naprawdę tego nie widzisz? – wstałam, chwyciłam jakąś małą poduszkę i podążyłam w kierunku drzwi.
- Gdzie idziesz? – spytał przestraszony, nie wiedząc czy mnie zatrzymywać.
- Nie wiem, zobaczymy się rano. - zanim wyszłam, uśmiechnęłam się do niego uspokajająco, żeby nie brał tego za bardzo do siebie.


______________________________________________________________________




Nie wie ktoś kiedy w końcu jest ta premiera singla? Bo gdzieś czytałam, że dzisiaj, a znowu gdzie indziej pisze co innego...