wtorek, 15 maja 2012

Rozdział II

 W nocy nie potrafiłam zasnąć. Założyłam słuchawki na uszy, puściłam cicho muzykę i rozmyślałam. Byłam jednocześnie szczęśliwa i zła. Na Martina oczywiście. No, bo co, by mu się stało, gdyby powiedział, że też się zgłosił? Tłumaczył się mówiąc, że nie byłoby niespodzianki. A tak były podwójne korzyści, bo za drugie miejsce był ogromny plakat z autografami i koszulka. Nie chciał mi wyjawić skąd miał taką pewność, że wygra. Postanowiłam, że nie będę wnikać, może nawet lepiej żebym nie wiedziała. Ale nie potrafiłam długo się na niego boczyć. W sumie to dzięki niemu jadę na koncert. „Rano podziękuję mu jeszcze raz.” – z tą myślą prawie zasnęłam. Prawie, ponieważ ostatkiem świadomości usłyszałam głos Mike’a w słuchawkach. Już niedługo miałam go poznać…
                                                        * * *
 Czekałam zniecierpliwiona przed domem. Ze zdenerwowania przebierałam nogami w miejscu. Gdzie ten Martin? Zaraz nam autobus ucieknie. „Jeszcze minuta i idę bez niego” – pomyślałam. W tym samym momencie trzasnęły drzwi w domu obok. Biegł do furtki zapinając po drodze bluzę.

- Sorry, Klaudia dzwoniła na domowy. – wysapał, przebiegając koło mnie jak burza i gestem ponaglając do tego samego. Klaudia, jego dziewczyna, miała wielki dar do dzwonienia w najmniej odpowiednim momencie. Mimo to nie robił jej wyrzutów, byli ze sobą bardzo szczęśliwi. Spytałam go kiedyś o te telefony. Powiedział, że sam nie wie jak to się dzieje, ale już się przyzwyczaił. Skoro tak twierdził.

- Znów się spóźnimy. – jęknęłam z rozpaczą. Mieliśmy kawałek do przystanku, ale pan kierowca był tak „miły”, że jak już zamknął drzwi, to ich drugi raz nie otworzył. Śpieszyliśmy się na ostatni trening siatkówki w tym roku szkolnym. Podsumowanie wszystkich wspólnych spotkań, ćwiczeń i zawodów. Zdobyliśmy parę ważnych trofeów. Byliśmy jedną z najlepszych drużyn tej szkoły ostatnich lat. Wprawdzie bardziej interesowała mnie piłka nożna, ale nie było już miejsca w składzie.

Wybiegliśmy zza zakrętu i niestety ujrzeliśmy autobus ruszający z miejsca. Ze zrezygnowaniem zatrzymałam się i oparłam ręce na kolanach, żeby uspokoić oddech. Martin biegł dalej. Chciałam za nim zawołać, że nie ma sensu. Zanim jednak zdążyłam otworzyć usta, był już przy rozpędzającym się pojeździe i walił opętańczo w drzwi. Bez skutku. Kierowca odjechał, pozostawiając za sobą przeklinającego Martina. Wrócił do mnie wkurzony.

- Bez komentarza. Chodź, podwiozę nas. – mruknął. W milczeniu, zziajani, ruszyliśmy z powrotem. I wtedy sobie o czymś przypomniałam. Podskoczyłam do przodu i odwróciłam się, idąc przodem do niego i tyłem do kierunku, w którym zmierzaliśmy. Spojrzał na mnie zdziwiony. Wyszczerzyłam się w szerokim uśmiechu.

- Dzisiaj nic mi nie zepsuje humoru. I to po części twoja zasługa. Chciałam ci jeszcze raz mocno podziękować, bo wczoraj byłam w szoku i nie zrobiłam tego jak należy. – po czym rzuciłam mu się na szyję i go wyściskałam.

- Spoko, wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Ej, spokojnie, zaraz oboje wyrżniemy. – wykrztusił, próbując utrzymać równowagę.

- Nieważne. – w końcu go puściłam i pognałam przed siebie, śmiejąc się na całe gardło. Odwróciłam się jeszcze przez ramię. – Rusz się, trener nam nie wybaczy jak się spóźnimy. - Pokręcił tylko głową i pobiegł za mną. W chwilę potem dotarliśmy pod dom. Martin wyjechał swoim srebrnym oplem astra 2 z garażu, wskoczyłam do środka i po 15 minutach byliśmy pod boiskiem. Dzisiejsze spotkanie odbywało się na świeżym powietrzu. Wszyscy siedzieli już na trybunach i słuchali trenera, który stał przed nimi.

- Niech pan poczeka z przemówieniem, panie trenerze! – wrzasnęłam głośno z daleka, aż paru typa podskoczyło na siedzeniach. Przecięliśmy na ukos całe boisko i dołączyliśmy do reszty, która pokładła się na krzesłach ze śmiechu. Spojrzałam na nich wilkiem, sadowiąc się obok Moniki, która również trzymała się za brzuch, rechocząc.

- Skoro w końcu jesteśmy w komplecie, chciałbym wszystkim podziękować. – rozpoczął pan Jurencki, patrząc na nas rozbawiony. – W całej mojej karierze rzadko zdarzało mi się współpracować z młodzieżą, która z takim zaangażowaniem i sercem walczyła o sportowe osiągnięcia tej szkoły. Cieszę się bardzo, że ten rok mogłem spędzić z wami i jestem dumny z postępów jakie uczyniliście. Wielu z was może czeka kariera siatkarska. – przebiegł wzrokiem po naszych twarzach. Ozdobił usta swoim uśmiechem numer 4. – Wiem, że przynudzam, dlatego przejdę do sedna sprawy. Zapraszam was wszystkich na imprezę, którą organizuję dzisiaj w swoim domu. Mam świadomość, że bardzo ryzykuję i pewnie po tej balandze czeka mnie remont, ale warto. Dla uczczenia naszej pracy! – zakończył krzykiem, po którym wszyscy wstali z miejsc i zaczęli głośno wiwatować. Ja przeżywałam to najbardziej, ponieważ był to dzisiaj drugi powód, z którego się cieszyłam. W ogólnej radości wszyscy opuszczali obiekt sportowy, obdarowywani przez trenera kartką z adresem i godziną rozpoczęcia. Przeszukałam tłum, wypatrując Moniki i Weroniki. Musiałam się z nimi podzielić nowiną. Przy wyjściu dopadłam tę pierwszą. Chwyciłam ją za rękę i pociągnęłam na bok, bo ta banda świrusów nadal wrzeszczała, chociaż byliśmy już na ulicy.

- Wygrałam! Drugie miejsce! I pierwsze! Jadę na koncert! – podniosłam dłoń, by przybiła mi piątkę. Zrobiła to z szerokim uśmiechem, lecz po sekundzie zastanowiła się nad tym co powiedziałam.

- Czekaj, chwila, moment… Bo już nie kapuję. To drugie miejsce czy pierwsze? – spytała z niepewną miną.

- I drugie i pierwsze. – ze śmiechem obserwowałam jak próbuje zrozumieć. – Dobra, już tłumaczę. Ja wygrałam drugie miejsce, a Martin w tajemnicy również wziął udział i wygrał główną nagrodę!

- To ekstra! Czyli jedzie z nami. Szykuje się niezła zabawa. I poznasz Linkinów! – wiedziała jak bardzo mi na tym zależy, więc cieszyła się ze mną.

- Nie widziałaś gdzieś Werci? – spytałam, rozglądając się ponownie.

- Tak. Przed chwilą ktoś przyjechał po nią autem. To chyba samochód jej mamy, taka niebieska skoda?

- Zgadza się. No, nieważne. Powiem jej na imprezie. O właśnie. – wyciągnęłam z kieszeni kartkę i przeczytałam na głos. – Ulica Lewandowa 9, godzina 18:00. Super, mieszka niedaleko nas. Balangę czas zacząć!