piątek, 12 października 2012

Rozdział XXII

 - Mike! Zaczyna padać deszcz! – krzyknęłam, gdy poczułam zimne krople na rękach i twarzy. Zerwaliśmy się na równe nogi i przerywając posiłek, zaczęliśmy w pośpiechu znosić wszystko do środka. Śmialiśmy się przy tym jak małe dzieci, które miały świetną zabawę. I w rzeczywistości tak właśnie było. W ogóle nie przeszkadzał nam fakt, że zanim zdążyliśmy wszystko schować i uciec do pokoju, byliśmy już cali przemoczeni. W końcu stanęliśmy naprzeciw siebie, pośrodku pomieszczenia, dysząc ze zmęczenia i śmiechu. Na podłodze zostawialiśmy pełno mokrych plam.

- Obsługa nas zabije za te kałuże… - wymamrotałam, wciąż próbując złapać oddech. Pochyliłam się i oparłam ręce na kolanach, wpatrując się w swoje ociekające wodą włosy. Chciałam jakoś opanować ten przerywany chichot.

- A gdzie tam, powycieram to. – usłyszałam głos Mike’a, który również oddychał w przyśpieszonym tempie. Z tej perspektywy widziałam tylko jego buty. Zniknęły z mojego pola widzenia, kiedy Mike odwrócił się na pięcie i pomaszerował do szafy. Po paru sekundach się uspokoiłam i podniosłam głowę. W tym momencie on rzucił we mnie ręcznikiem. – Masz, wytrzyj się. – złapałam go w ostatniej chwili, inaczej wylądowałby na mojej twarzy. – Niezły refleks. – zaśmiał się Mike.

- No wiesz… zdobywało się trofea ze szkolną drużyną siatkarską. – odpowiedziałam dumnie i zaczęłam energicznym ruchami wycierać włosy.

- To ja sobie zapamiętam, żeby nie konkurować z tobą w jakichkolwiek turniejach. – usłyszałam przez materiał. Ściągnęłam ręcznik z głowy i zobaczyłam Mike’a klęczącego na podłodze i wycierającego plamy. Co było na tyle bezsensowne, że z jego ubrania wciąż kapała woda i pozostawiał za sobą nowe kałuże.

- Może najpierw się przebierz, bo inaczej nie uda ci się tego zrobić. Skuteczniej byłoby poczekać aż samo wyschnie. – zaśmiałam się. Spojrzał na mnie tak, jakbym mu co najmniej powiedziała, że nie potrafi grać na gitarze. Jednak gdy tylko jego wzrok zatrzymał się na mojej twarzy, wybuchnął gromkim śmiechem. Zmarszczyłam czoło.

- Co cię tak rozbawiło? – spytałam, widząc jak tarza się na ziemi ze śmiechu.

- Idź do łazienki i sama zobacz. – wykrztusił. Obrzuciłam go podejrzanym spojrzeniem i ruszyłam do drzwi obok szafy. Weszłam i skierowałam się do lustra nad umywalką. Jeden rzut oka we własne odbicie przekonał mnie o słuszności reakcji Mike’a. Przerażona poczęłam gwałtownie przygładzać swoje włosy, które po ataku ręcznika sterczały na wszystkie strony. Wyglądałam gorzej niż jakaś wiedźma. Zauważyłam grzebień na półeczce i szybko go porwałam w dłoń, chcąc rozpaczliwie doprowadzić fryzurę do ładu. Co za wstyd…

- Żyjesz? – usłyszałam żartobliwy głos za plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam Mike’a machającego jakąś koszulką i spodniami z dresu. Sam już miał na sobie inne, suche ubranie. – Pomyślałem, że lepiej będzie, jak nie będziesz siedzieć w tej mokrej sukience. W końcu byłaś przeziębiona, a nie chcemy, żeby to się powtórzyło. – uśmiechnął się rozbrajająco. Cała czerwona wzięłam rzeczy z jego rąk, a on wyszedł zamykając za sobą drzwi. Zrzuciłam przemoczoną kieckę i jeszcze raz chwyciłam za ręcznik, wycierając teraz całą siebie. Zadrżałam z zimna, więc szybko wciągnęłam na siebie obszerne dresy, w których musiałam mocno zawiązać sznurek, żeby nie spadały i o wiele za duży, czerwony t-shirt. Był taki miękki w dotyku… podciągnęłam go do nosa i powąchałam. Cudowny zapach wody kolońskiej Mike’a. Z lekkim uśmiechem na ustach wyszłam z łazienki.

- Do twarzy ci. – skomentował Mike, podnosząc się z łóżka, na którym widocznie leżał, czekając na mnie.

- Jak mi pozwolisz, to sobie przywłaszczę tę koszulkę, spodobała mi się. – odpowiedziałam, podchodząc bliżej. Stanęłam przed nim i w tym momencie znowu utraciłam całą równowagę psychiczną, którą wypracowałam przez ten czas. Zapanowała cisza. Staliśmy tak naprzeciw siebie, patrząc sobie w oczy. W te jego cudowne, czekoladowe oczy… Kolejny raz moje serce zaczęło nienaturalnie szybko bić. W ogóle nie mrugałam. Badałam każdy milimetr jego twarzy. Zresztą sama też byłam obiektem takich badań. W końcu Mike wyciągnął rękę i ujął moją dłoń. Była gorąca.

- Mike… ja… - szepnęłam.

- Karolina… ja... – powiedział równocześnie ze mną. Zaśmialiśmy się nerwowo. Jakie to żenujące. Spuściłam wzrok, wpatrując się w podłogę. Lecz Mike drugą ręką uchwycił mój podbródek i uniósł do góry. – Słuchaj, nie umiem znieść każdej chwili, w której nie widzę twoich oczu, więc nie patrz się tam gdzie nie potrzebujesz. – uśmiechnął się słodko. Tak jak to tylko on potrafi. Zadrżałam. Wciąż podtrzymując moją brodę, pochylił się i złożył pocałunek na moich ustach. W tym momencie moje wnętrze eksplodowało. Zamknęłam oczy, nie umiałam się już powstrzymywać. Ujęłam jego twarz w dłonie, a on objął mnie w pasie. Czułam jego ręce na swoich biodrach, czułam ich gorąc przenikający przez materiał. Przyciągnął mnie bliżej do siebie, całym ciałem oparłam się na nim. Wplotłam palce w jego włosy, delikatnie naciskając na jego usta. On jednak był bardziej natarczywy. Obrócił mnie nieznacznie i nie przerywając pocałunku, popchnął mnie lekko na łóżko. W tym momencie znalazłam się pod nim. Klęczał okrakiem nade mną. Traciłam oddech. Ale to było wspaniałe. Nagle Mike wszystko przerwał i odsunął się.

- Co się stało? – szepnęłam ochryple, zbyt roztrzęsiona tym wszystkim, bym normalnie mówić.

- Poczekaj chwilkę. – wstał, a ja zaczerpnęłam głęboko powietrza. Uniosłam głowę i śledziłam każdy ruch Mike’a, który podszedł do drzwi i zamknął je na klucz. Po chwili wrócił do mnie cały rozpromieniony. – To tak na wszelki wypadek, jakby znów ktoś chciał nam przerwać.

- No tak, nie głupie. – uśmiechnęłam się i pociągnęłam go za przód koszulki, by kontynuować to co zaczęliśmy.



___


Zapomniałam dodać... kolejny raz udowadniam, że moja skleroza nie boli ;P Dla tych co jeszcze nie wiedzą, mój Twitter to : @Karish_Cz ;]