- Proszę. – powiedziałam automatycznie. Do pokoju zajrzała moja mama. Kiedy zobaczyła, że przerwałam swoją wcześniejszą czynność, podeszła i usiadła obok mnie.
- Jesteś pewna? Tego właśnie chcesz? – zapytała, patrząc w tym samym kierunku co ja, czyli na moją nagrodę w postaci ogromnego plakatu Linkin Park. Chociaż wyraziła się bardzo ogólnikowo, ja wiedziałam o co jej chodziło. Po minucie przerwałam ciszę.
- Tak. Jeszcze nigdy w życiu nie byłam bardziej pewna swojej decyzji. – odpowiedziałam stanowczo i uśmiechnęłam się. Mimo wszystkich wątpliwości, tak właśnie było.
- Dobrze. Wiedz zatem, że będę cię wspierać. Osobiście uważam, że nawet może ci się udać. W końcu wiem, że talent to ty posiadasz. – odwróciła głowę w moją stronę i obdarzyła mnie dumnym spojrzeniem.
- Dziękuję. – przytuliłam się do niej, czując, że będzie mi brakowało jej obecności przez ten czas.
- A ten no… Chester. Macie się ku sobie? – spytała, a ja parsknęłam śmiechem.
- Nie! W żadnym wypadku. To znaczy… Ja go bardzo lubię, ale nie. – zerknęłam ukradkiem na plakatowego Mike’a.
- Aa, rozumiem. Bardziej interesuje cię ten drugi. – to było raczej stwierdzenie, niż pytanie. Musiała zauważyć moje spojrzenie.
- Noo… - nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, bo z głębi domu usłyszałam, jak ktoś krzyczy moje imię i po chwili drzwi otworzyły się ponownie. Tym razem ujrzeliśmy w nich zaniepokojonego Chestera.
- Karolina… Martin z Mikiem się biją. – wydyszał.
- CO?! – nie patrząc na nic, poderwałam się na równe nogi i popędziłam na zewnątrz. Zanim jeszcze znalazłam się przed domem, usłyszałam krzyki. Z narastającym strachem popchnęłam gwałtownie drzwi wyjściowe i wtedy czas jakby zwolnił tempa. Wstrzymałam oddech. Nie mogąc się ruszyć, obserwowałam jak Martin uderza Mike’a, a ten powoli się przewraca. Wyciągnął rękę, by zamortyzować upadek i przy zetknięciu z ziemią, pod wpływem ciężaru jego ciała, ugięła się w nienaturalny sposób. Serce zatrzymało mi się na parę sekund, gdy do moich uszu dobiegł przeraźliwy krzyk bólu Mike’a. Najstraszliwszy dźwięk rozrywający duszę na milion kawałeczków. I wtedy świat się odblokował. Czas ruszył z kopyta, serce zabiło tak szybko i mocno, jakby chciało wyrwać się z mojego ciała, a ja sama wystrzeliłam z miejsca. Ze łzami w oczach opadłam na kolana obok jęczącego Mike’a, który leżał na brudnej ziemi. Chwyciłam w swoje dłonie jego zdrową rękę, a on spojrzał na mnie tak jakoś półprzytomnie.
- Koncerty… cholera… boli. Jak ja będę grał na gitarze…? – mamrotał pod nosem, a uścisk jego dłoń znacznie się wzmocnił.
- Spokojnie, będzie dobrze. Karetka… DZWOŃCIE PO KARETKĘ! –wydarłam się, podnosząc jednocześnie głowę. Dopiero teraz zwróciłam uwagę co się w około dzieje. Zauważyłam mamę znikającą w domu, pewnie biegła po telefon. Za to niedaleko nas rozgrywała się ciekawa scena. Wkurzony Chester przyparł Martina ramieniem do boku autokaru i wykrzykując jakieś słowa, uderzał go raz za razem z pięści w twarz, aż w końcu ujrzałam cieniutką stróżkę krwi, cieknącą po brodzie. Rob właśnie do nas podszedł i kucnął po drugiej stronie Mike’a, a reszta dopingowała Benningtona.
- Jak tam, trzymasz się? – spytał Rob. Shinoda skinął tylko głową. – To może być coś poważnego. Nie znam się, ale możliwe, że będziemy musieli odwołać koncerty.
- Nie! – Mike podniósł się gwałtownie do pionu, przy czym przez jego twarz przebiegł okropny grymas bólu. Lewa ręka, ta prawdopodobnie złamana, zwisała bezwiednie wzdłuż jego boku i opierała się o trawę. Bałam się nawet na nią spojrzeć.
- Ale Mike… przecież nie będziesz mógł grać. Ani na gitarze, ani na keyboardzie. Jak chcesz to zrobić? – Rob zaniepokoił się gwałtowną reakcją kolegi. Ten tylko odwrócił się w moją stronę i wlepił we mnie swoje czekoladowe oczy.
- Mamy Karolinę. – oznajmił takim tonem, jakby znalazł odpowiedź na wszystkie pytania dręczące ludzkość.
- Ale…
- Cicho, słuchaj. – przerwał Bourdonowi, który już chciał coś powiedzieć. – Prawdopodobnie wsadzą mi rękę w gips, co nie przeszkodzi mi w śpiewaniu. Pozostaje gitara i keyboard. Jak już wiemy, Karolina potrafi dobrze grać na gitarze, więc tu też nie ma problemu. W końcu miała z nami koncertować, po prostu mnie zastąpi. Teraz tylko klawisze.
- Eee… w tym też jestem niezła… - szepnęłam, patrząc na biedronkę, która właśnie usiłowała wdrapać się Mike’owi na nogę.
- Serio?! – obaj spojrzeli na mnie wielkimi oczami.
- No tak. Na keyboardzie gram od małego, na gitarze od kilku lat. – uświadomiłam im. Właśnie zorientowałam się, jak wielką odpowiedzialność biorę na swoje barki. Gdyby nie ja, musieliby zawiesić na jakiś czas działalność koncertową, a tym samym zawiedliby fanów.
- No to świetnie! Mike, ty to masz nosa. Wiedziałeś w kim się zakochać. – palnął Rob, a my parsknęliśmy śmiechem. Wtedy usłyszałam jakiś głośny jęk i odwróciłam się. Martin uwolniony z kleszczy Chestera, osunął się na ziemię. Był w opłakanym stanie.
- Cholera… - wstałam szybko, zostawiając Mike’a pod opieką perkusisty, podbiegłam tam i odciągnęłam Chaza od mojego przyjaciela. Mimo wszystko wciąż uważałam go za swojego przyjaciela, nie wiem jak on. Podbite oko, krew płynąca z nosa i rozcięcia na policzku. Miał zamknięte oczy i oddychał szybko.
- Nie musiałeś tego robić. – zwróciłam się do wokalisty, kucając i wyciągając z kieszeni chusteczkę.
- Wiem, ale nie umiałem się powstrzymać. Nikt nie będzie bił mojego kumpla! – wpienił się ponownie Chester.
- To lepiej do niego idź. – spojrzałam po nich wszystkich, którzy stali wokół, sugerując wzrokiem, że mają zostawić mnie samą z Martinem. Poszli. Powoli zaczęłam wycierać zakrwawione oblicze. Nagle podniósł powieki i chwycił mnie mocno za nadgarstek. Zbyt mocno. Ze strachem obserwowałam jak jego oczy wodzą w szaleńczym tempie po mojej sylwetce, by w końcu skupić się na twarzy.
- Nie rób tego, nie jedź z nimi. Zostań ze mną… - mówił nieskładnie. Zatkało mnie.
- Ale Martin, to już ustalone. Poza tym ja chcę jechać. – próbowałam mu to uświadomić, ale do niego nic nie docierało. Wpatrywał się we mnie intensywnie.
- Ja cię kocham… Kocham! Rozumiesz?! Nie rób mi tego!
- Nie mogę, przepraszam! – chciałam wstać. Wtedy rozbrzmiała syrena i karetka podjechała pod dom.
________
________
MASAKRA! Przepraszam Was za ten rozdział. Wiem, że to co tu powypisywałam się kupy dupy nie trzyma, ale jakoś tak wyszło ;c No, mam nadzieję, że jakoś to przeżyliście ;p