Obudziłam
się przykryta kocem. Byłam sama w pokoju. Spojrzałam zaspana na zegarek, 17:00.
Wstałam i podeszłam do drzwi, były zamknięte. No tak, to byłam uwięziona i
musiałam czekać aż wróci Martin. Może dziewczyny są u siebie. Załomotałam
głośno w ścianę. Poczekałam chwilę, ale nic się nie działo. Zniechęcona, bezsensownie zapukałam jeszcze raz.
- Halo? –
podskoczyłam przerażona. Głos dobiegał zza drzwi. – Jest tam ktoś? – z bijącym
sercem podeszłam i zawahałam się.
- Tak? –
odpowiedziałam w końcu.
- Coś się
stało? Co to za hałas? – klamka się poruszyła, jakby ten ktoś po drugiej
stronie próbował otworzyć.
- Drzwi są
zamknięte, nie wejdziesz. Tak samo jak ja nie wyjdę. – westchnęłam. Wydawało mi
się, że gadam do siebie, ale stojąc przy drzwiach, czułam czyjąś obecność.
- Coś o
tym wiem. Nie tak dawno kumple wycięli mi podobny numer. Czekałem do późna w
nocy, kiedy łaskawie sobie o mnie przypomnieli. Jak chcesz, mogę ci
potowarzyszyć. I tak akurat nie mam nic do roboty.
- Masz
dziwny akcent. – zauważyłam. Mimo tego, głos miał taki miękki i ciepły, że od
razu go polubiłam.
- Pochodzę
z Ameryki. Jestem tutaj przejazdem, ale polski umiem w miarę dobrze. – coś
lekko uderzyło w drzwi. Pewnie usiadł i oparł się o nie plecami. Podążyłam w
jego ślady.
- Według
mnie posługujesz się polskim bardzo dobrze. – uśmiechnęłam się do siebie. – Tak
w ogóle to nazywam się Karolina.
- Miło mi.
Jestem Mike. – Mike… Nie, to pewnie przypadek. Ale ten głos… - Co cię tu
sprowadza?
-
Przyjechałam na koncert. Odbędzie się jutro. Może też się wybierasz? – jeśli to
był TEN Mike, to byłam ciekawa, jak zareaguje.
-
Słyszałem coś o jakiejś muzycznej imprezie. Ale ja w interesach. – usłyszałam
odpowiedź. A czego ja się spodziewałam? Jeśli to naprawdę on, to przecież się
nie ujawni. Po czym zdrętwiałam wpatrzona w okno. Co ja robię?! Prawdopodobnie
10 cm ode mnie siedzi facet, którego pragnęłam poznać od 4 lat, a ja
najnormalniej w świecie sobie z nim rozmawiam. Szybko zamrugałam. Już chciałam
zadać pytanie, żeby się upewnić, kiedy się odezwał.
- Ktoś
chyba do ciebie idzie. To ja się zbieram. Cześć. – spanikowałam. Nie może
odejść. Nie teraz.
- Czekaj!
– wstałam i krzyknęłam w stronę drzwi. Po paru sekundach szczęknął klucz w
zamku. Wszedł Martin.
- Czołem.
Tęskniłaś? – rzucił żartem, ale ja go minęłam i wybiegłam na korytarz.
Rozejrzałam się, na całej długości nikogo nie było. Sprintem dopadłam schodów.
Tam też nikogo. Niepocieszona wróciłam do pokoju. Zamyślona usiadłam na łóżku i
oparłszy brodę na rękach, zapatrzyłam się w drzwi. Był tak blisko…
- Co jest?
– spytał Martin i przysiadł obok. Spojrzałam na niego.
- Nie
widziałeś może kogoś jak tu wchodziłeś?
- Nie
spotkałem nikogo od kiedy minąłem recepcjonistkę.
- Dziwne.
– szepnęłam. – Gdzie dziewczyny? – spytałam nagle.
- W
sklepie, poszły po prowiant. Robimy wieczorem mini imprezę.
- To mam
jeszcze czas. - powiedziałam do siebie. – Idę się przejść. – oznajmiłam
Martinowi. Wstałam, wzięłam torbę i wyszłam. Pukałam po drodze do wszystkich
pokoi, ale chyba byliśmy sami na tym piętrze, bo nikt nie otwierał.
Przeskakiwałam po dwa, trzy schody, gdy wnet wleciałam na kogoś z impetem i
wpadliśmy na ścianę.
-
Spokojnie, mała. Z tego co wiem, budynek się nie pali. – usłyszałam męski głos.
Nie spojrzałam jednak kto to. Z grymasem bólu przycisnęłam lewą rękę do
brzucha. Przy zderzeniu wylądowała boleśnie na ścianie. Ofiara mojej bezmyślności
nadal jednak stała przy mnie. Podniosłam powoli głowę i zerknęłam na niego. No
nie! Czy ci ludzie powariowali?! Sam Chester Bennington przyglądał mi się z
troską w oczach. Jak zwykle krótkie, blond włosy miał postawione na jeża i
okulary na nosie. Nie zastanawiałam się już nawet nad tym, że też potrafi
polski.
- Widzę,
że jesteś specjalistką od wypadków. – wskazał na moje czoło i zabandażowaną
rękę, którą mimo wszystko wciąż kuliłam do siebie, bo strasznie bolała.
- Walnij
mi w twarz. – poprosiłam i nadstawiłam policzek.
- No co
ty… Pogięło cię? Po pierwsze dziewczyn nie biję, a po drugie i tak jesteś już
poturbowana. – wyszczerzył zęby w uśmiechu, który dobrze znałam, ale na żywo
wyglądał jeszcze lepiej. Nie mogłam wytrzymać i również się uśmiechnęłam.
- Nazywam
się Karolina. A ty Chester, prawda? – spytałam z nadzieją, że to nie sen.
- No tak.
Widzę, że spotkałem swoją fankę. – raczej stwierdził, niż spytał. Cóż za
pewność siebie. Nie wyglądał jednak na zniechęconego. Wręcz przeciwnie, nadal
suszył zęby.
- Możesz
być spokojny. Ja nie z tych co ukradkiem robią zdjęcia, żeby zarobić. Ale
owszem, jestem waszą wielką fanką. I dziękuję za prezent. – obserwowałam jak
marszczy czoło, usilnie nad czymś myśląc. Moment później jego oblicze się
rozjaśniło.
- To ty
jesteś tą Karoliną, dla której podpisywaliśmy gitarę?
- Tak. –
ucieszyłam się, że pamiętał. – Mam ją ze sobą.
- Może nam
coś zagrasz. Słyszałem od twoich przyjaciół, że jesteś niezła. – teraz to byłam
wniebowzięta. Taki doświadczony muzyk chciał, żebym mu zagrała. To musiał być
sen. Ale nie chciałam się budzić.
- Chętnie.
– nagle przypomniałam sobie, po co biegłam. – Jesteście tu całym zespołem?
- Tak,
całym. Mamy tu kwaterę na czas koncertu. Mało osób się tutaj melduje. Idziesz
nas jutro posłuchać?
- No ba.
Po to tu przyjechałam. Mam nawet wejście za kulisy, więc się spotkamy. –
mrugnęłam do niego radośnie. Czyli wtedy za drzwiami to musiał być Mike
Shinoda. Nie było innej opcji. – Mogłabym poznać wszystkich? Proszę, spełnisz
moje marzenie. – spojrzałam mu w twarz z błagalną miną. Roześmiał się.
- Nie ma
sprawy. Siedzą na dole. – odparł rozbawiony. – Tylko musisz na mnie poczekać,
bo szedłem do pokoju po okulary przeciwsłoneczne. Wybieramy się na przechadzkę
po mieście, a nie chcemy by ktoś nas rozpoznał, bo znów będzie zadyma. –
skrzywił się na wspomnienie jakiegoś przykrego zdarzenia.
- Jasne,
poczekam. – powiedziałam i patrzałam jak biegnie po schodach na górę. Oparłam się o ścianę i rozmyślałam nad tym,
że fajnie się z nim gada. „ Niby taki sławny, a zachowuje się jak normalny
chłopak.” – pomyślałam. Nagle z pełną mocą uświadomiłam sobie, że spełnia się
to, na co tak długo czekałam. Z radością wyrzuciłam ramiona w górę.
- Też się
cieszę, że cię widzę. – usłyszałam żartobliwy komentarz. Wrócił Chester z
wielkimi, ciemnymi okularami na nosie. – To idziemy. – machnął zamaszyście ręką
i przepuścił mnie przodem. Kiedy znaleźliśmy się na dole, od razu zobaczyłam
cały zespół przy kafejce.
- Jesteśmy
tu dopiero 2 dni, a ty już przyprowadzasz dziewczynę. – zaśmiał się Joe, gdy
się zbliżyliśmy.
- To nie
jest moja dziewczyna, kretynie. – odpowiedział mu Chester, przytrzymał mi
krzesło i usiadł obok. – Jest naszą fanką i chciała was poznać. To dla niej
wymyślałeś życzenia, Mike. – zwrócił się do kolegi. Spojrzałam na niego.
Przyglądał mi się z ciekawością. Czułam jak palą mi się policzki.
- Urocza.
– rzekł i puścił do mnie oko. – Chyba się już dziś spotkaliśmy. Albo raczej
usłyszeliśmy. Przez drzwi. – poprawił szybko.
- Czyli to
byłeś ty. Wiedziałam! – rzekłam triumfalnie, czym doprowadziłam ich do
głupawki. Mike jednak nadal mi się przyglądał. O co mu chodzi?
- Jako
nasza fanka, pewnie wiesz jak kto się nazywa, więc to sobie darujemy. – odezwał się w końcu Chester, po
opanowaniu wesołości. – To my już się zbieramy. Może chcesz iść z nami?
- Tak!
Oczywiście, jeśli pozostali nie mają nic przeciwko. – popatrzałam na nich
niepewnie.
- Jasne,
że nie. – powiedzieli równocześnie Rob i Brad. Uśmiechnęłam się promiennie.
Podnieśliśmy się i po kolei wychodziliśmy z hotelu. Ja trochę zwolniłam,
wyciągnęłam komórkę i napisałam wiadomość do Martina, że idę na spacer i nie wiem,
o której wrócę, niech więc zaczną beze mnie. Kiedy tylko wysłałam SMSa,
spojrzałam przed siebie i ujrzałam Mike’a, który czekał na mnie, przytrzymując
drzwi. To będzie ciekawa przechadzka.