środa, 18 lipca 2012

Rozdział VIII


Obudziłam się przykryta kocem. Byłam sama w pokoju. Spojrzałam zaspana na zegarek, 17:00. Wstałam i podeszłam do drzwi, były zamknięte. No tak, to byłam uwięziona i musiałam czekać aż wróci Martin. Może dziewczyny są u siebie. Załomotałam głośno w ścianę. Poczekałam chwilę, ale nic się nie działo. Zniechęcona, bezsensownie zapukałam jeszcze raz.
- Halo? – podskoczyłam przerażona. Głos dobiegał zza drzwi. – Jest tam ktoś? – z bijącym sercem podeszłam i zawahałam się.
- Tak? – odpowiedziałam w końcu.
- Coś się stało? Co to za hałas? – klamka się poruszyła, jakby ten ktoś po drugiej stronie próbował otworzyć.
- Drzwi są zamknięte, nie wejdziesz. Tak samo jak ja nie wyjdę. – westchnęłam. Wydawało mi się, że gadam do siebie, ale stojąc przy drzwiach, czułam czyjąś obecność.
- Coś o tym wiem. Nie tak dawno kumple wycięli mi podobny numer. Czekałem do późna w nocy, kiedy łaskawie sobie o mnie przypomnieli. Jak chcesz, mogę ci potowarzyszyć. I tak akurat nie mam nic do roboty.
- Masz dziwny akcent. – zauważyłam. Mimo tego, głos miał taki miękki i ciepły, że od razu go polubiłam.
- Pochodzę z Ameryki. Jestem tutaj przejazdem, ale polski umiem w miarę dobrze. – coś lekko uderzyło w drzwi. Pewnie usiadł i oparł się o nie plecami. Podążyłam w jego ślady.
- Według mnie posługujesz się polskim bardzo dobrze. – uśmiechnęłam się do siebie. – Tak w ogóle to nazywam się Karolina.
- Miło mi. Jestem Mike. – Mike… Nie, to pewnie przypadek. Ale ten głos… - Co cię tu sprowadza?
- Przyjechałam na koncert. Odbędzie się jutro. Może też się wybierasz? – jeśli to był TEN Mike, to byłam ciekawa, jak zareaguje.
- Słyszałem coś o jakiejś muzycznej imprezie. Ale ja w interesach. – usłyszałam odpowiedź. A czego ja się spodziewałam? Jeśli to naprawdę on, to przecież się nie ujawni. Po czym zdrętwiałam wpatrzona w okno. Co ja robię?! Prawdopodobnie 10 cm ode mnie siedzi facet, którego pragnęłam poznać od 4 lat, a ja najnormalniej w świecie sobie z nim rozmawiam. Szybko zamrugałam. Już chciałam zadać pytanie, żeby się upewnić, kiedy się odezwał.
- Ktoś chyba do ciebie idzie. To ja się zbieram. Cześć. – spanikowałam. Nie może odejść. Nie teraz.
- Czekaj! – wstałam i krzyknęłam w stronę drzwi. Po paru sekundach szczęknął klucz w zamku. Wszedł Martin.
- Czołem. Tęskniłaś? – rzucił żartem, ale ja go minęłam i wybiegłam na korytarz. Rozejrzałam się, na całej długości nikogo nie było. Sprintem dopadłam schodów. Tam też nikogo. Niepocieszona wróciłam do pokoju. Zamyślona usiadłam na łóżku i oparłszy brodę na rękach, zapatrzyłam się w drzwi. Był tak blisko…
- Co jest? – spytał Martin i przysiadł obok. Spojrzałam na niego.
- Nie widziałeś może kogoś jak tu wchodziłeś?
- Nie spotkałem nikogo od kiedy minąłem recepcjonistkę.
- Dziwne. – szepnęłam. – Gdzie dziewczyny? – spytałam nagle.
- W sklepie, poszły po prowiant. Robimy wieczorem mini imprezę.
- To mam jeszcze czas. - powiedziałam do siebie. – Idę się przejść. – oznajmiłam Martinowi. Wstałam, wzięłam torbę i wyszłam. Pukałam po drodze do wszystkich pokoi, ale chyba byliśmy sami na tym piętrze, bo nikt nie otwierał. Przeskakiwałam po dwa, trzy schody, gdy wnet wleciałam na kogoś z impetem i wpadliśmy na ścianę.
- Spokojnie, mała. Z tego co wiem, budynek się nie pali. – usłyszałam męski głos. Nie spojrzałam jednak kto to. Z grymasem bólu przycisnęłam lewą rękę do brzucha. Przy zderzeniu wylądowała boleśnie na ścianie. Ofiara mojej bezmyślności nadal jednak stała przy mnie. Podniosłam powoli głowę i zerknęłam na niego. No nie! Czy ci ludzie powariowali?! Sam Chester Bennington przyglądał mi się z troską w oczach. Jak zwykle krótkie, blond włosy miał postawione na jeża i okulary na nosie. Nie zastanawiałam się już nawet nad tym, że też potrafi polski.
- Widzę, że jesteś specjalistką od wypadków. – wskazał na moje czoło i zabandażowaną rękę, którą mimo wszystko wciąż kuliłam do siebie, bo strasznie bolała.
- Walnij mi w twarz. – poprosiłam i nadstawiłam policzek.
- No co ty… Pogięło cię? Po pierwsze dziewczyn nie biję, a po drugie i tak jesteś już poturbowana. – wyszczerzył zęby w uśmiechu, który dobrze znałam, ale na żywo wyglądał jeszcze lepiej. Nie mogłam wytrzymać i również się uśmiechnęłam.
- Nazywam się Karolina. A ty Chester, prawda? – spytałam z nadzieją, że to nie sen.
- No tak. Widzę, że spotkałem swoją fankę. – raczej stwierdził, niż spytał. Cóż za pewność siebie. Nie wyglądał jednak na zniechęconego. Wręcz przeciwnie, nadal suszył zęby.
- Możesz być spokojny. Ja nie z tych co ukradkiem robią zdjęcia, żeby zarobić. Ale owszem, jestem waszą wielką fanką. I dziękuję za prezent. – obserwowałam jak marszczy czoło, usilnie nad czymś myśląc. Moment później jego oblicze się rozjaśniło.
- To ty jesteś tą Karoliną, dla której podpisywaliśmy gitarę?
- Tak. – ucieszyłam się, że pamiętał. – Mam ją ze sobą.
- Może nam coś zagrasz. Słyszałem od twoich przyjaciół, że jesteś niezła. – teraz to byłam wniebowzięta. Taki doświadczony muzyk chciał, żebym mu zagrała. To musiał być sen. Ale nie chciałam się budzić.
- Chętnie. – nagle przypomniałam sobie, po co biegłam. – Jesteście tu całym zespołem?
- Tak, całym. Mamy tu kwaterę na czas koncertu. Mało osób się tutaj melduje. Idziesz nas jutro posłuchać?
- No ba. Po to tu przyjechałam. Mam nawet wejście za kulisy, więc się spotkamy. – mrugnęłam do niego radośnie. Czyli wtedy za drzwiami to musiał być Mike Shinoda. Nie było innej opcji. – Mogłabym poznać wszystkich? Proszę, spełnisz moje marzenie. – spojrzałam mu w twarz z błagalną miną. Roześmiał się.
- Nie ma sprawy. Siedzą na dole. – odparł rozbawiony. – Tylko musisz na mnie poczekać, bo szedłem do pokoju po okulary przeciwsłoneczne. Wybieramy się na przechadzkę po mieście, a nie chcemy by ktoś nas rozpoznał, bo znów będzie zadyma. – skrzywił się na wspomnienie jakiegoś przykrego zdarzenia.
- Jasne, poczekam. – powiedziałam i patrzałam jak biegnie po schodach na górę.  Oparłam się o ścianę i rozmyślałam nad tym, że fajnie się z nim gada. „ Niby taki sławny, a zachowuje się jak normalny chłopak.” – pomyślałam. Nagle z pełną mocą uświadomiłam sobie, że spełnia się to, na co tak długo czekałam. Z radością wyrzuciłam ramiona w górę.
- Też się cieszę, że cię widzę. – usłyszałam żartobliwy komentarz. Wrócił Chester z wielkimi, ciemnymi okularami na nosie. – To idziemy. – machnął zamaszyście ręką i przepuścił mnie przodem. Kiedy znaleźliśmy się na dole, od razu zobaczyłam cały zespół przy kafejce.
- Jesteśmy tu dopiero 2 dni, a ty już przyprowadzasz dziewczynę. – zaśmiał się Joe, gdy się zbliżyliśmy.
- To nie jest moja dziewczyna, kretynie. – odpowiedział mu Chester, przytrzymał mi krzesło i usiadł obok. – Jest naszą fanką i chciała was poznać. To dla niej wymyślałeś życzenia, Mike. – zwrócił się do kolegi. Spojrzałam na niego. Przyglądał mi się z ciekawością. Czułam jak palą mi się policzki.
- Urocza. – rzekł i puścił do mnie oko. – Chyba się już dziś spotkaliśmy. Albo raczej usłyszeliśmy. Przez drzwi. – poprawił szybko.
- Czyli to byłeś ty. Wiedziałam! – rzekłam triumfalnie, czym doprowadziłam ich do głupawki. Mike jednak nadal mi się przyglądał. O co mu chodzi?
- Jako nasza fanka, pewnie wiesz jak kto się nazywa, więc to sobie  darujemy. – odezwał się w końcu Chester, po opanowaniu wesołości. – To my już się zbieramy. Może chcesz iść z nami?
- Tak! Oczywiście, jeśli pozostali nie mają nic przeciwko. – popatrzałam na nich niepewnie.
- Jasne, że nie. – powiedzieli równocześnie Rob i Brad. Uśmiechnęłam się promiennie. Podnieśliśmy się i po kolei wychodziliśmy z hotelu. Ja trochę zwolniłam, wyciągnęłam komórkę i napisałam wiadomość do Martina, że idę na spacer i nie wiem, o której wrócę, niech więc zaczną beze mnie. Kiedy tylko wysłałam SMSa, spojrzałam przed siebie i ujrzałam Mike’a, który czekał na mnie, przytrzymując drzwi. To będzie ciekawa przechadzka.