piątek, 24 sierpnia 2012

Rozdział XIV


Niespodzianka! Tak sobie siedziałam i się nudziłam, więc stwierdziłam, że wrzucę wcześniej ten nieszczęsny rozdział. ;D Tak więc... miłego czytania i piszcie co myślicie ;>

__________________________________________


 Nie chcąc, by powtórzyła się sytuacja z dnia moich urodzin, wypiłam tylko jednego drinka i na tym poprzestałam. Zupełnie inaczej uczestniczyło się w zabawie na trzeźwo, widząc jak inni zalewają się w trupa. Dziewczyny odpuściły i poszły do siebie chwilę po tym jak LP zapukało do naszych drzwi. Chester pił bez żadnych ograniczeń i jeszcze przed północą doprowadził się do takiego stanu, że nie potrafił ustać równo na nogach i mamrotał pod nosem jakieś niezrozumiałe słowa. Joe i Brad siedzieli na podłodze i kołysząc się śpiewali jakąś piosenkę, fałszując niemiłosiernie. Rob już spał w moim łóżku, ściskając w ramionach poduszkę. Chyba miał nieprzyjemny sen, bo co parę sekund gwałtownie drgał. Jedynie Dave z Martinem pozostali przy stoliku. Nie wyglądali najgorzej, całkowicie pochłonęła ich gra w karty. Tak mocno skupiali się na tym, by przechytrzyć przeciwnika, że zapomnieli, iż mają przed sobą butelkę wódki. Nawet Mike pił, choć kątem oka zauważyłam, że oszukuje i wychyla co czwarty kieliszek. Nie wiedziałam co było powodem jego zachowania. Może jak zwykle czuł się odpowiedzialny za resztę i nie chciał stracić nad sobą kontroli. Ukradkiem go obserwowałam. Był taki sympatyczny i wesoły, a zarazem taki profesjonalny i poukładany. No i trzeba dodać, że przystojniak z niego. Te oczy i uśmiech… „Chciałabym być z kimś takim.” – przemknęło mi przez głowę. Skarciłam się za takie myśli. Przecież to jest Mike Shinoda, słynny raper i multiinstrumentalista. Głowa Linkin Park. Czy ja mam u niego jakiekolwiek szanse? Owszem, los postanowił być dla mnie łaskawy i pozwolił mi się z nim spotkać, zaprzyjaźnić. Ale to chyba wszystko na co mogę liczyć. Momentalnie zrobiło mi się smutno. Patrzyłam jak obiekt moich rozmyślań zarzuca sobie rękę półprzytomnego Chestera na ramię i prowadzi go do łazienki. Po chwili dało się stamtąd słyszeć odgłos wymiotów. Mimowolnie się skrzywiłam. „Biedny Chaz.” – pomyślałam ze współczuciem i lekkim rozbawieniem. Nagle uświadomiłam sobie, że w pokoju jest strasznie duszno. Wstałam, bąknęłam coś, że idę się przewietrzyć i wyszłam. Na korytarzu panował półmrok i było przyjemnie chłodno. Otarłam ręką pot z czoła. Nie bardzo wiedziałam co mam teraz zrobić. Była taka godzina, że zejście do recepcji nie wchodziło w grę, bo i tak by mnie wysłali z powrotem. Postanowiłam usiąść sobie na schodach, żeby trochę ochłonąć. Nie doszłam jednak do połowy korytarza, kiedy usłyszałam za sobą trzask drzwi. Zatrzymałam się i odwróciłam, ale nie widziałam dokładnie kto idzie. Dopiero kiedy dzieliło nas parę kroków rozpoznałam Martina. Szedł powoli, jakby nie wiedział po co wyszedł z pokoju. Stanął przede mną i w milczeniu mi się przyglądał. Zdziwiona jego zachowaniem, również milczałam i czekałam aż coś powie. Nagle przybliżył się i mnie pocałował. To stało się w ułamek sekundy, nie zdążyłam nawet pomyśleć co się dzieje. Byłam tak zszokowana, że nie potrafiłam odpowiednio zareagować. Po prostu mnie zamurowało. Był za szybki. Jego usta błądziły po moich szukając odwzajemnienia. W pewnym momencie poczułam jego dłonie na moich pośladkach. Serce podskoczyło mi do gardła. Szok powoli mijał, mogłam już normalnie myśleć. Jasny gwint! Co to ma być?! Jego głowa trochę się zniżyła i teraz całował mnie po szyi. Wielkimi oczami spojrzałam na przeciwległa ścianę. Dlaczego?! Dlaczego to akurat musiał być Martin?! Kiedy zaczął dobierać się do mojego paska od spodni, w końcu odzyskałam czucie w mięśniach. Z całej siły go odepchnęłam, przy okazji uderzając w twarz. Już otwierałam usta, żeby na niego nawrzeszczeć, ale nie zdążyłam. Coś w szybkim tempie przemknęło mi przed oczami i zmiotło Martina z zasięgu mojego wzroku. Usłyszałam głośny krzyk i zobaczyłam jak na podłodze szamocą się dwie sylwetki.
- Ty idioto! Powaliło cię?! – ktoś wrzasnął. Zatkałam sobie usta dłonią. O matko! To przecież Mike. Siedział na brzuchu Martina i okładał go pięściami. Kolejny raz w ciągu minuty stałam jak sparaliżowana. Jak to się mogło stać?! Nagle Mike wyleciał w powietrze, uderzył plecami o ścianę i osunął się nieprzytomny. To Martin wykrzesał skądś w sobie tyle siły, by się przeciwstawić. Właśnie podniósł się z podłogi i zmierzał w kierunku bezwładnej postaci. Na szczęście oprzytomniałam i rzuciłam się do przodu, klękając przed Mikiem i zasłaniając go sobą.
- Proszę, nie bij go… - wymamrotałam. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy.
- A więc to tak?! Czyli wolisz jego?! – wydarł się na mnie. Ukryłam twarz w dłoniach i szloch wstrząsnął moimi ramionami. Martin miał rozciętą wargę, z której płynęła krew. Myślałam, że zaraz się na mnie rzuci, ale machnął tylko ręką i poszedł. Nie wiedziałam gdzie, zniknął na schodach. Zrozpaczona odwróciłam się do Mike’a. Przybliżyłam policzek do jego twarzy, sprawdzając czy w ogóle oddycha. Odetchnęłam głęboko z ulgą, gdy okazało się, że nic mu nie było. Ale musiał uderzyć głową o ścianę, dlatego stracił przytomność. Z oczu wciąż kapały mi łzy, ale poza tym nic nie czułam. Miałam pustkę w głowie. Wiedziałam tylko, że muszę zaprowadzić Mike’a do pokoju. Przeszukałam jego kieszenie i znalazłam w nich klucz. Potrząsnęłam go za ramię z nadzieją, że się obudzi, bo sama nie dałabym rady wyciągnąć go po schodach. Nic, zero reakcji. Spanikowana rozglądałam się na wszystkie strony. Nie zauważyłam niczego, co mogłoby mi pomóc w tej sytuacji. Chłopcy z zespołu raczej do niczego by się nie nadali w takim stanie. Podniosłam się na nogi, zarzuciłam sobie rękę bezwładnego Mike’a na ramiona, objęłam go w pasie i spróbowałam podnieść, ale byłam za słaba. Opuściłam go z powrotem pod ścianę i ze zrezygnowaniem usiadłam obok. „Nie dam rady” – pomyślałam i oparłam głowę na jego ramieniu. Zamknęłam oczy i po chwili najzwyczajniej w świecie zasnęłam. 

22 komentarze:

  1. nie wiem co mnie podkusiło, ale pomyślałam że pewnie dodasz to dzisiaj :)) Biedny Mike.
    Z perspektywy tego jaki był mój koncert... cholera czemu nie był taki jak ten który opisujesz:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hehe, przekazałam Ci telepatycznie info o nowym rozdziale ;D
      Oczywiście też bym chciała mieć taki koncert... ale na początku najlepiej żeby był jakikolwiek ;x Mogę Ci tylko zazdrościć ;>

      Usuń
  2. moja jedyna próba pisania, sprowadziła się właśnie tylko do opisania mojego koncertu; to by było na tyle:)

    no licze na koncert najpóźniej w 2014roku, muszą tu wrócić:) btw, jakbyś kiedyś chciała pogadać wygodniej niż w komentarzach to pisz:) monsterofblue@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, a masz gdzieś opublikowany ten opis? Chętnie bym poczytała ;>
      Muszą wrócić! Może nawet w przyszłym roku? Fajnie by było ;))
      Ok, dzięki :)

      Usuń
    2. leży na dysku, okaleczony brakiem talentu xD

      Usuń
  3. jak dobrze, ze jednak postanowilam wpasc. :3
    powiem szczerze, ze niezle mnie wmurowalo. Martin od poczatku mnie draznil, ale w tym rozdziale przeszedl samego siebie! biedny Mike.. :c
    ale szczerze, to mam nadzieje, ze jakos sie to wszystko wyjasni i chlopaki wiecej bic sie nie beda. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ewentualnie Mike może go ukatrupić:)

      Usuń
    2. Haha, no co Wy... Mike morderca? ;D Hmm.. ale no, ja nic nie powiem, poczekacie do następnego rozdziału ;>

      Usuń
    3. nie, no aż tak źle mu nie życzę! xd poza tym to by się mogła potem źle dla Mike'a też skończyć, więc nieee. :D

      Usuń
    4. No to się cieszę, że mu źle nie życzysz, bo on wcale nie jest taki zły jakby się mogło wydawać po tej akcji ;P

      Usuń
    5. facet się po prostu zakochał, więc trzeba mu wybaczyć, w końcu może się zdenerwować, skoro ma konkurować z takim Shinodą! :D

      Usuń
    6. ZWŁASZCZA skoro ma konkurować z takim Shinodą xD

      Usuń
    7. Mike morderca... hyhy jednak mam pokręcone i dziwne wizje xD no ale okey, niech NARAZIE nie zabija Martina:)

      Usuń
  4. hahahaha, dokladnie, ZWLASZCZA! xD
    narazie? co Ty sie tak chcesz pozbyc tego biednego Martina, co? xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jakby to powiedzieć... ]:>

      Usuń
    2. hahahaha, a teraz Wam coś powiem... ktoś taki jak Martin istnieje naprawdę i sam chciał wystąpić w moim opowiadaniu w takiej właśnie roli ;DD

      Usuń
    3. hahahah, realny Martin zupełnie mi nie przeszkadza ;)))

      Usuń
    4. A realny Mike nawet nie miałby go jak zatłuc xD Nie no, prawdziwy Martin nie dałby Ci powodów do takiej nienawiści jak ten z opowiadania ;>

      Usuń
  5. ja go nie nienawidze:) po prostu "kibicuje" Majkowi! ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale chcesz, żeby zginął xD A kto by nie kibicował Mike'owi? No przecież to Shinoda! ;] Też mu kibicuję, chociaż oczywiście wiem jak to się skończy ;DD Dobra! Nic nie mówię! Poczytacie w poniedziałek ;P

      Usuń
  6. dobra, dobra mysle ze tym razem do poniedzialku wytrzymam. hahaha, to dobrze, ze przynajmniej realny Martin nie jest skazany na smierc, bo mogloby byc nieciekawie. :D
    + no wlasnie, nie kibicowac Shinodzie to jak nie kibicowac polskiej reprezentacji. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, porównanie baaaardzoo trafne xD I tak jak z polską reprezentacją, kibice dzielą się na dwie grupy ;P Bo realny Martin jak najbardziej kibicuje swojemu odpowiednikowi ;D

      Usuń